Babcia Cecylia, Celina, Cenia, Ceniutka... To była osobowość! Kobieta o urodzie nieszablonowej, trudnej i o nieprzeciętnym charakterze. Na zdjęciach pojawia się zawsze z dumnie uniesioną głową, w nowym kapeluszu, w nowych rękawiczkach i ZAWSZE z bajecznie przystojnym narzeczonym.
Uczyła się francuskiego, greki, łaciny, uwielbiała czytać i owijać sobie wokół małego paluszka mężczyzn;) A oni za nią przepadali... Potrafiła umówić się z kilkoma jednocześnie, a potem przyjść na randkę z ojcem pod rękę i zapytać go: "Tatusiu, czy któryś Ci się podoba?" A ojciec niezmiennie odpowiadał: "Kochanie, Ciebie stać na jeszcze lepszych". Po tym stwierdzeniu Ceniutka odwracała się na pięcie, szła z ojcem do cukierni i zostawiała na lodzie oniemiałych zalotników:)). Moja Babcia....
A jak była młodsza to jednego zalotnika powiesiła za szelki na płocie, szelma!
A na maturze? Skończyła pisać jako pierwsza, wybiegła z sali, wspięła się na drzewo i wrzucała ściągi przez okno i nie przyłapali jej:)
A i jeszcze kiedyś wlazła na wóz drabiniasty, który zatrzymał się przed jej kamienicą i zaśpiewała dla wszystkich sąsiadów "Ramonę". To było widowisko....
Te i inne opowieści pamiętam z najdrobniejszymi szczegółami. Pod koniec Jej życia pamiętałam je nawet lepiej niż Ona sama. Kładłam się koło Niej wieczorami i prosiłam: "Babciu opowiedz jeszcze o tym, jak.... I jeszcze o tym.... A pamiętasz tę historię...?...." Mogłam słuchać godzinami i nigdy nie byłam znudzona, a czasem Ją poprawiałam: "Nie, nie, on powiedział co innego..."
Babcia Celinka.... Jakie szczęście, że Ją miałam, że Ją poznałam... To ona uczyła mnie, jak żyć, to Ona kształtowała moją osobowość (m.in. znosząc mi tomy książek z bibliotek, do których należała), to Ona znała moje wszystkie tajemnice...
Nie ma Jej już 19 lat, a ja wciąż czuję Jej obecność, Jej bliskość i ostry wzrok, kiedy zrobię coś nie tak. Nikt, tak jak Ona nie umiał mnie przywołać do porządku i skarcić (bo ja krnąbrna raczej jestem:)) I chociaż wiele razy się kłóciłyśmy, ja trzaskałam drzwiami, Ona krzyczała, to kochałyśmy się jak tylko dwie bratnie dusze mogą się kochać. I mimo, że nie mówiłyśmy sobie tego, to jestem pewna, że Ona to wiedziała równie dobrze, jak i ja:)
Babciu... Ja nie potrzebuję 1 listopada, żeby o Tobie pamiętać, ja o Tobie pamiętam każdego dnia! Nie lubię cmentarzy, nie lubię tłumu ludzi wokół siebie, a światełko świecy zapalam co wieczór i w jego blasku migoczą wszystkie wspomnienia o ludziach, którzy byli mi drodzy i którzy odeszli już... I to jest dla mnie najważniejsze: to miejsce w sercu z szufladką przeszłości, którą mogę otworzyć w każdej chwili i przywołać na wyciągnięcie ręki wszystko, co już minęło... Kiedyś będę te historie i zapewne nowe, własne, opowiadała moim dzieciom, a one swoim... Tak to już jest, że zostaje z nas tyle, ile jest w sercach innych...
Dziś tak nostalgicznie:) Wyciągnęłam stare zdjęcia i czas najwyższy, żeby wreszcie znalazły miejsce na ścianie, a nie, żeby leżały w pudełku. Sobotę i niedzielę poświęcę na przygotowanie mojemu rodzinnemu foto-archiwum nowego lokum. A w przyszłym tygodniu zdam fotorelację:)