Nie było mnie.... nie było mnie na blogu rok, nie wiem nawet czy byłam w realnym świecie, który otacza nas wszystkich.... Gdzie byłam?
Ha! Jak odpowiedzieć na to pytanie?
To był rok szczególny. Rok możliwości, zawiedzionych nadziei, miłości, rozczarowań, rozdarcia, rozpaczy, łez, uniesień. Rok wielkich emocji. Czasem ekstremalnych...
Mam wrażenie, że chwilę po ostatnim wpisie na blogu z dnia 18 lutego wsiadłam do roller costera i pędzę na oślep w nieznanym kierunku. Teraz na chwilę przystanęłam. Nie wiem jeszcze czy na pewno wysiadłam z tego pojazdu, czy tylko zatrzymałam się na złapanie oddechu, ale skoro jestem, to postanowiłam zajrzeć do Was, do moich czytelników, do osób, które choć wirtualne, wciąż mnie wspierają i stały się bliskie, o czym przekonały mnie ostatnie komentarze, które przeczytałam:
"Widzę, ze od kilku miesięcy panuje tutaj cisza..odwiedzam Was przynajmniej raz w miesiącu, z nadzieją że napiszesz choć kilka słów. Tym razem, nie chce odchodzić bez słowa..jesteśmy, czekamy, ciepłe myśli wędrują w Wasza stronę."
"Odezwij się do nas kochana. Może można Was jakoś wesprzeć. Czytelnicy pokochali Waszą rodzinę przez tego bloga. Daj znać co u Was. Pozdrawiam."
"Witaj, jeżeli znajdziesz chwilę napisz co słychać, jak zdrowie Jasia ?"
To może zacznę od Jasia?
Jasiek jest fantastycznym pięciolatkiem, z bujną wyobraźnią, uwielbiany przez dzieciaki z przedszkola, o niesamowitym wyczuciu kolorów. Nadal jest małym buntownikiem i "cholernym indywidualistą" (dostało mi się za to sformułowanie w jakimś komentarzu... :)). Jest też małym szczęśliwym chłopcem, którego wszyscy kochają.
Razem ze Stasiem tworzą nierozłączny duecik, w którym jeden nie może żyć bez drugiego. Kłócą się, biją, całują, przytulają.... Jak Jasiek trafił ostatnio do szpitala ze względu na operację przepukliny, Staś ze łzami w oczach przychodził do mnie w nocy i pytał czy Jaś nie umrze... Jasiek z kolei zawsze kiedy dostanie jakąś rzecz, choćby drobiazg, domaga się zawsze drugiej takiej samej dla Stasia...
Chłopcy zaczynają zadawać mnóstwo pytań... :
"Mamo, skąd człowiek wie, że go swędzi?'
"A czy bóg mnie widzi?"
"Mamo, czy bąka można złapać?"
"Mamuś, dlaczego Jasio ma słabe nogi?"
"Czy on będzie jeździł na wózku?"
"Mamo, czemu płaczesz?"
Tak... Wszystkie pytania są trudne i ważne. Czasem muszę nieźle się nagłowić, żeby odpowiedź była wyczerpująca, szczera i dała jasność młodemu człowiekowi, który poznaje świat. Czasem nie mogę spać w nocy, bo zastanawiam się czy dobrze odpowiedziałam...
Potwór kradnie nam Jasia powoli, ale systematycznie. Staje się jasne dla nas, że bez leku nie powstrzymamy go w żaden sposób. Kupujemy wciąż czas, walczymy, rehabilitujemy, jeździmy do Paryża, kupujemy jakieś suplementy za granicą, staramy się nie poddawać i staramy się żyć normalnie.
Lek jest wciąż nie zaakceptowany, choć podejścia były, ale nieugięta komisja cały czas mówi nie i chce więcej dowodów. Tymczasem kolejni mali wojownicy odchodzą nie doczekawszy się nadziei... Synowie moich najbliższych koleżanek powoli przestają chodzić, a przecież jeszcze rok temu całkiem nieźle sobie radzili. Jeśli macie ochotę, jak co roku podaję możliwość walki razem z nami:
Mamy szansę dostać się do próby klinicznej z lekiem przeznaczonym dla Jasia w Paryżu. Walczymy o to bez względu na konsekwencję, jakie ta decyzja pociągnie za sobą dla całej naszej rodziny (przeprowadzka, życie w obcym kraju, utrata pracy, nowa szkoła, rozłąka z bliskimi). Pieniądze z fundacji chcemy przeznaczyć na ten wyjazd. Fundacja wyraziła zgodę, żeby opłacać mieszkanie na czas próby klinicznej we Francji.
Potwór nie tylko kradnie nam Jasia... Kradnie też coś nieuchwytnego, ulotnego, coś, co spajało naszą rodzinę. Trudno o tym pisać, ale tak bywa w życiu. Walka z Potworem to nie tylko walka z chorobą. To walka na wielu płaszczyznach.
Mimo wszystko chcę być szczęśliwa, znaleźć odrobinę przyjemności, nie poddawać się, sprawiać, by w tym moim "tu i teraz" od czasu do czasu zajaśniało, zabłyszczało i rozświetliło. Pędząc tym moim roller costerem przez ostatni rok widziałam takie światełko i nagle przygasło... ale życie trwa... i nikt z nas nie wie co się może zdarzyć...
Bella Na Przystanku.

O mnie
Google Website Translator Gadget
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dystrofia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dystrofia. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 7 marca 2016
środa, 18 lutego 2015
Prawie 500 Aniołów...
Prawie 500 osób wspomogło nas w walce z Potworem w zeszłym roku wpłacając swój 1%. Dziękuję...
W tym roku również kieruję swój apel do Was, moi Drodzy...
Hej, Kochani,
widzicie tych dwóch przystojniaków? Widzicie z jaką nadzieją patrzą w przyszłość? Spójrzcie w zawadiackie oczy Jaśka (z lewej) i dojrzyjcie błysk w oku Staśka (z prawej). Ci chłopcy wierzą, że przed nimi życie pełne przygód, marzeń i wyzwań...
Jednak jeszcze nie wiedzą, ale zapewne już przeczuwają, że jedno z tych wyzwań może zmienić wszystko. To wyzwanie to Dystrofia Mięśniowa Duchenne'a, najgroźniejszy genetyczny zabójca na świecie. W domu, nazywamy to POTWOREM...
Potwór dopadł Jasia, mojego małego Jasia Marzyciela, wielbiciela Scooby'ego i kosmolotów, zapalonego budowniczego i cholernego indywidualisty, który czasem doprowadza nas rodziców do szewskiej pasji.
Potwór odbiera mu siłę w mięśniach, które powoli zanikają. Potwór chce odebrać mu wszystko... siłę nóg, rąk, siłę jego oddechu, siłę potrzebną do jedzenia i picia, by na końcu odebrać siłę jego sercu...
Potwór daje czas takim chłopcom, jak Jaś, średnio do 18-25 roku życia...
JAŚ MA DOPIERO 4 LATA!!!!
MAMY BARDZO DUŻO CZASU!!!
TO CZAS NA WALKĘ Z POTWOREM!!!
Dzięki waszej pomocy możemy robić wszystko, by opóźnić złodziejską działalność Potwora. Wszystkie nasze działania służą jednemu celowi:
KUPUJEMY DLA JAŚKA CZAS...
CZAS, w którym nowoczesna medycyna może zrobić naprawdę dużo. Wierzymy, że lek dla naszego synka jest naprawdę blisko i musimy zrobić wszystko, by doczekał go w jak najlepszej formie. Rehabilitacja, suplementy, kortykosteroidy, ortezy i cała masa innych rzeczy utrzymują Jasia w dobrym stanie.
POMÓŻCIE KUPIĆ NAM TEN CZAS... CZAS DLA JASIA...
Są dwa sposoby:
1.Podaruj Jasiowi 1% podatku.
W formularzu PIT wpisz numer KRS 0000037904
W rubryce "informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%" podaj:
22646 Jan Różański
zaznacz proszę w zeznaniu podatkowym pole: "wyrażam zgodę"
2.Wpłata dowolnej kwoty w dowolnej chwili.
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
ul. Łomiańska 5, 01685 Warszawa
BPH S.A. 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
tytułem: 22646 Jan Różański - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia
W tym roku również kieruję swój apel do Was, moi Drodzy...
Hej, Kochani,
widzicie tych dwóch przystojniaków? Widzicie z jaką nadzieją patrzą w przyszłość? Spójrzcie w zawadiackie oczy Jaśka (z lewej) i dojrzyjcie błysk w oku Staśka (z prawej). Ci chłopcy wierzą, że przed nimi życie pełne przygód, marzeń i wyzwań...
Jednak jeszcze nie wiedzą, ale zapewne już przeczuwają, że jedno z tych wyzwań może zmienić wszystko. To wyzwanie to Dystrofia Mięśniowa Duchenne'a, najgroźniejszy genetyczny zabójca na świecie. W domu, nazywamy to POTWOREM...
Potwór dopadł Jasia, mojego małego Jasia Marzyciela, wielbiciela Scooby'ego i kosmolotów, zapalonego budowniczego i cholernego indywidualisty, który czasem doprowadza nas rodziców do szewskiej pasji.
Potwór odbiera mu siłę w mięśniach, które powoli zanikają. Potwór chce odebrać mu wszystko... siłę nóg, rąk, siłę jego oddechu, siłę potrzebną do jedzenia i picia, by na końcu odebrać siłę jego sercu...
Potwór daje czas takim chłopcom, jak Jaś, średnio do 18-25 roku życia...
JAŚ MA DOPIERO 4 LATA!!!!
MAMY BARDZO DUŻO CZASU!!!
TO CZAS NA WALKĘ Z POTWOREM!!!
Dzięki waszej pomocy możemy robić wszystko, by opóźnić złodziejską działalność Potwora. Wszystkie nasze działania służą jednemu celowi:
KUPUJEMY DLA JAŚKA CZAS...
CZAS, w którym nowoczesna medycyna może zrobić naprawdę dużo. Wierzymy, że lek dla naszego synka jest naprawdę blisko i musimy zrobić wszystko, by doczekał go w jak najlepszej formie. Rehabilitacja, suplementy, kortykosteroidy, ortezy i cała masa innych rzeczy utrzymują Jasia w dobrym stanie.
POMÓŻCIE KUPIĆ NAM TEN CZAS... CZAS DLA JASIA...
Są dwa sposoby:
1.Podaruj Jasiowi 1% podatku.
W formularzu PIT wpisz numer KRS 0000037904
W rubryce "informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%" podaj:
22646 Jan Różański
zaznacz proszę w zeznaniu podatkowym pole: "wyrażam zgodę"
2.Wpłata dowolnej kwoty w dowolnej chwili.
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
ul. Łomiańska 5, 01685 Warszawa
BPH S.A. 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
tytułem: 22646 Jan Różański - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia
piątek, 26 grudnia 2014
Opowieść na czas Świąt, opowieść o miłości...
dla rodziny DMD, ale nie tylko
dla rozczarowanych
dla tych, co się boją
dla tych, co są w żałobie
dla tych, co doznali straty
dla tych, co chcą kochać
dla mnie i dla Ciebie...
(pozwoliłam sobie przetłumaczyć pewien tekst, który lekko zaadaptowałam. Autorem jest Emily Perl Kingsley.)
ZAPRASZAMY DO HOLLANDII...
Często jestem pytana o doświadczenia związane z wychowaniem dziecka niepełnosprawnego w celu uświadomienia innym ludziom, którzy nie doznali tego unikalnego stanu, czym jest takie doświadczenie i co ja czuję...
Wyobraźcie sobie taką sytuację....
Kiedy planujesz dziecko to jakbyś zaczął właśnie planować najbardziej fantastyczne wakacje. Wakacje życia. Do pięknej słonecznej Italii Nic się nie liczy, wszystkie przeszkody, niedomówienia idą w kąt. Liczą się tylko te plany.
Kupujesz kilka przewodników, ustalasz trasę... Koloseum, David Michała Anioła, Gondole w Wenecji...
Czujecie już to włoskie słońce, wyobrażacie sobie ten pejzaż?
Nawet uczysz się paru przydatnych zwrotów po włosku. To wszystko jest szalenie ekscytujące...
Po miesiącach niecierpliwego oczekiwania, ten wspaniały dzień wreszcie nadchodzi Walizki spakowane i jesteś gotów do podróży, wsiadasz do samolotu, lecisz i marzysz o nowej przygodzie. Kilka godzin później, samolot ląduje. Piękna stewardesa przychodzi i mówi: "WITAMY W HOLLANDII"
"Hollandia"???!!?? Co masz na myśli mówiąc "Hollandia"??? Przecież wykupiłem bilety na lot do Italii?? Ja mam być dzisiaj we Włoszech!! Całe życie marzyłem o słonecznych Włoszech!!!
Niestety nastąpiła zmiana w planie lotu. Samolot wylądował już i musisz tu zostać...
Ważne jest to, że samolot nie wylądował w jakimś okropnym i parszywym miejscu pełnym zarazy, głodu i brudu. Nie...
To po prostu inne miejsce...
Więc musisz iść po nowe przewodniki, nauczyć się nowego języka. Spotkasz ludzi, których wcześniej nie miałbyś szans poznać.
To po prostu inne miejsce...
Tu jest nieco mniej słonecznie, nieco mniej krzykliwie, czas płynie inaczej. Po chwili, po kilku dniach pobytu zaczynasz rozglądać się wokół i łapać oddech. Zaczynasz dostrzegać nową rzeczywistość...
że Hollandia ma wiatraki...
i Hollandia ma tulipany....
Hollandia ma nawet Rembrandta...
Jednak wszyscy Twoi znajomi wciąż ciągle podróżują do Italii w tę i z powrotem. Opowiadają potem jak cudowne chwile tam spędzili. I Ty przez resztę życia będziesz mówił: "Tak wiem, też miałem tam jechać, też to planowałem....
I ten ból, który nigdy, nigdy, nigdy nie odejdzie.... ponieważ utrata możliwości spełnienia tego marzenia to naprawdę znacząca strata. Prawdopodobnie największa w Twoim życiu... Prawdopodobnie nic już nigdy nie dotknie cię bardziej, mocniej, głębiej... to niegojąca się rana...
Lecz jeśli spędzisz swoje jedno, jedyne życie na żałobie za niespełnionym marzeniem o cudownych wakacjach w Italii, Twoje serce nigdy nie stanie się wolne by móc cieszyć się tym bardzo wyjątkowym, bardzo specjalnym i jedynym w swoim rodzaju miejscem, w którym przez przypadek utknąłeś... Hollandią...
Musisz wierzyć, że wakacje w Italii jeszcze przed Tobą. Być może jeszcze nie raz ktoś zabierze Cię na lotnisko i zostawi w poczekalni, ale Ty po prostu odkrywaj Hollandię, szukaj w niej chwil radości i miejsc dających ukojenie. Kiedyś jeszcze wsiądziesz do właściwego samolotu i poczujesz na twarzy włoskie słońce...
Trzeba marzyć:)
dla rozczarowanych
dla tych, co się boją
dla tych, co są w żałobie
dla tych, co doznali straty
dla tych, co chcą kochać
dla mnie i dla Ciebie...
(pozwoliłam sobie przetłumaczyć pewien tekst, który lekko zaadaptowałam. Autorem jest Emily Perl Kingsley.)
ZAPRASZAMY DO HOLLANDII...
Często jestem pytana o doświadczenia związane z wychowaniem dziecka niepełnosprawnego w celu uświadomienia innym ludziom, którzy nie doznali tego unikalnego stanu, czym jest takie doświadczenie i co ja czuję...
Wyobraźcie sobie taką sytuację....
Kiedy planujesz dziecko to jakbyś zaczął właśnie planować najbardziej fantastyczne wakacje. Wakacje życia. Do pięknej słonecznej Italii Nic się nie liczy, wszystkie przeszkody, niedomówienia idą w kąt. Liczą się tylko te plany.
Kupujesz kilka przewodników, ustalasz trasę... Koloseum, David Michała Anioła, Gondole w Wenecji...
Czujecie już to włoskie słońce, wyobrażacie sobie ten pejzaż?
Nawet uczysz się paru przydatnych zwrotów po włosku. To wszystko jest szalenie ekscytujące...
Po miesiącach niecierpliwego oczekiwania, ten wspaniały dzień wreszcie nadchodzi Walizki spakowane i jesteś gotów do podróży, wsiadasz do samolotu, lecisz i marzysz o nowej przygodzie. Kilka godzin później, samolot ląduje. Piękna stewardesa przychodzi i mówi: "WITAMY W HOLLANDII"
"Hollandia"???!!?? Co masz na myśli mówiąc "Hollandia"??? Przecież wykupiłem bilety na lot do Italii?? Ja mam być dzisiaj we Włoszech!! Całe życie marzyłem o słonecznych Włoszech!!!
Niestety nastąpiła zmiana w planie lotu. Samolot wylądował już i musisz tu zostać...
Ważne jest to, że samolot nie wylądował w jakimś okropnym i parszywym miejscu pełnym zarazy, głodu i brudu. Nie...
To po prostu inne miejsce...
Więc musisz iść po nowe przewodniki, nauczyć się nowego języka. Spotkasz ludzi, których wcześniej nie miałbyś szans poznać.
To po prostu inne miejsce...
Tu jest nieco mniej słonecznie, nieco mniej krzykliwie, czas płynie inaczej. Po chwili, po kilku dniach pobytu zaczynasz rozglądać się wokół i łapać oddech. Zaczynasz dostrzegać nową rzeczywistość...
że Hollandia ma wiatraki...
i Hollandia ma tulipany....
Hollandia ma nawet Rembrandta...
Jednak wszyscy Twoi znajomi wciąż ciągle podróżują do Italii w tę i z powrotem. Opowiadają potem jak cudowne chwile tam spędzili. I Ty przez resztę życia będziesz mówił: "Tak wiem, też miałem tam jechać, też to planowałem....
I ten ból, który nigdy, nigdy, nigdy nie odejdzie.... ponieważ utrata możliwości spełnienia tego marzenia to naprawdę znacząca strata. Prawdopodobnie największa w Twoim życiu... Prawdopodobnie nic już nigdy nie dotknie cię bardziej, mocniej, głębiej... to niegojąca się rana...
Lecz jeśli spędzisz swoje jedno, jedyne życie na żałobie za niespełnionym marzeniem o cudownych wakacjach w Italii, Twoje serce nigdy nie stanie się wolne by móc cieszyć się tym bardzo wyjątkowym, bardzo specjalnym i jedynym w swoim rodzaju miejscem, w którym przez przypadek utknąłeś... Hollandią...
Musisz wierzyć, że wakacje w Italii jeszcze przed Tobą. Być może jeszcze nie raz ktoś zabierze Cię na lotnisko i zostawi w poczekalni, ale Ty po prostu odkrywaj Hollandię, szukaj w niej chwil radości i miejsc dających ukojenie. Kiedyś jeszcze wsiądziesz do właściwego samolotu i poczujesz na twarzy włoskie słońce...
Trzeba marzyć:)
poniedziałek, 12 maja 2014
Co się roi w umyśle szalonej i zdeterminowanej matki?
![]() |
Johny Gałgano w Belgii po pierwszej wizycie u lekarza, który dał nadzieję na lepszą przyszłość. |
Dziękujemy wszystkim za zaangażowanie w zbieraniu dla Jasia 1%. Wasze wpłaty dotrą do nas około października. Nie będziemy mieć informacji imiennej od kogo są te wpłaty, więc nie będziemy mogli podziękować Wam osobiście. Chcę więc tutaj publicznie przesłać Wam ogromnego buziaka za to, że nas wspieracie.
Przed nami wizyta w Paryżu. Wkrótce opowiem Wam czy są jakieś nadzieje tu w Europie dla Jasia. Na razie wydarzyło się jedno piękne zwycięstwo w USA. Dzięki tysiącom podpisów pod petycją, którą i ja zamieszczałam na swoim blogu, i którą i Wy w dużej mierze podpisywaliście udało się doprowadzić do tego, by amerykańska komisja akceptująca leki (FDA) ugięła się pod naporem opinii publicznej i zezwoliła na złożenie podania o akceptację leku dla Jasia i innych chłopców, którzy potrzebują usunąć 51 ekson w genie dystrofiny (to 13% chłopców z tę chorobą). Amerykański producent leku, firma Sarepta ma złożyć podanie do końca tego roku. FDA przedstawiła im jasne wytyczne odnośnie danych, jakie maja przedstawić. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem pierwszy lek w dziejach na dystrofię wejdzie do obrotu latem 2015 roku w USA.
Czy się cieszę??? Bardzo!!!
Jednak nie jest to takie proste jakby się mogło wydawać. Już kiedyś pisałam, że są dwie firmy produkujące ten sam lek. Europejska firma opatentowała swój lek na terenie Europy i firma z Ameryki nie będzie mogła swojego leku w żaden sposób rozpowszechniać w Europie. Nie będzie można go sprowadzić w sposób oficjalny. Nieoficjalny też będzie niemożliwy. Jednorazowa dawka leku to koszt 5000 euro, a trzeba go podawać raz w tygodniu do końca życia, więc jest on całkowicie poza zasięgiem jakiejkolwiek zbiórki publicznej.
Co nam pozostaje??? Uff kochani.... nie uwierzycie nawet jakie sposoby rozważam... ale po kolei....
Jak lek wejdzie w Stanach, to przecież europejskie fundacje nie dopuszcza byśmy patrzyli jak dzieci za oceanem stabilizują się, a nasze powoli umierają??? Chyba... Może więc wymyślą jakiś sposób, by europejska Prosensa zdjęła patent i pozwoliła sprzedawać lek na terenie Europy, wówczas będziemy walczyć o refundację. Ale to są lata, lata w czasie których część dzieci umrze, część straci bezpowrotnie szanse na poruszanie się na własnych nogach, część już nie będzie w stanie samodzielnie oddychać itd, itd
Ja w swoim szalonym umyśle już się zastanawiam jak się dostać do Stanów by zdobyć ten lek jak najwcześniej żeby utrzymać Jaśka na nogach. Szeroko zakrojona akcja napadu na magazyn z lekiem chyba jednak nie wchodzi w grę...
Co mi zostaje??? Co zrobić żeby objąć dziecko ubezpieczeniem zdrowotnym w USA????
- loteria wizowa- szanse jak w losowaniu toto lotka, ale jakbym zdobyła wizę to by było nieźle (będzie w pażdzierniku)
- wiza pracownicza - nie mam pojęcia jak ją zdobyć i czy miałabym szansę, w trakcie sprawdzania....
- rozwód z aktualnym M. i ślub z z Amerykaninem - tylko czy od razu moje dziecko zostałoby objęte ubezpieczeniem? nie wiem.... sprawdzam to.
- i, uwaga, najbardziej kontrowersyjny sposób - fikcyjna adopcja ze wskazaniem, czyli znajduję zaufaną osobę, która ma obywatelstwo i oddaje Jasia do adopcji. Adopcja jest fikcyjna, tylko na papierze, a dziecko od razu ma ubezpieczenie i może dostać lek na receptę....
I to są teraz tematy, które roją się w mojej głowie. A może Wy znacie sposoby, których ja jeszcze nie rozważyłam??? Wezmę pod uwagę każdy, najbardziej niezgodny z prawem, kontrowersyjny, nielegalny, głupi..... KAŻDY!
Chyba nie istnieje siła, która by mnie zatrzymała przed ochroną Jaśka - Gałgana przed Potworem. Nie załamie mnie żaden hejter, który zaatakuje znienacka ani głupia gadanina o moralności i etyce mojego postępowania. Ja nie będę płakała w poduszkę, a jeśli już, to tak, by nikt tego nie widział.
Ja będę walczyła!
Wasza Bella Co Potworowi Śmieje Się W Twarz.
niedziela, 12 stycznia 2014
Podsumowanie roku, który minął...
Witajcie w Nowym Roku.
1) Podaruj Jasiowi 1 % podatku
W formularzu PIT wpisz numer:
KRS 0000037904
W rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%” podaj:
22646 - Jan Różański
Zaznacz proszę w zeznaniu podatkowym pole „Wyrażam zgodę”.
2) Wpłata dowolnej kwoty w dowolnej chwili:
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa
Bank BPH S.A.
15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
Tytułem:
22646 - Różański Jan- darowizna na pomoc i ochronę zdrowia
Nigdy nie wierzyłam w przesądy, zabobony, czarnego kota, plucie przez lewe ramię ani w magię cyfr. TRZYNASTKA to dla mnie kolejna cyfra po dwunastce i przed czternastką. Jednak rok 2013 dał mi nieźle w kość. I bynajmniej nie z tego powodu, że skończyłam w tym roku w listopadzie 40 lat (słownie: CZTERDZIEŚCI.... - jak to możliwe????) W sumie jako urodzona w 1973 mogłam się tego spodziewać, a jednak jestem niebywale zaskoczona....;)
Jednak wszystkie inne wydarzenia jednoznacznie świadczą o tym, że 13 to absolutnie fatalna cyfra. Choroba Jaśka zwaliła mnie całkiem z nóg. I pomimo, że przed Wami i innymi pokazuję oblicze walecznej matki, to czasem mam ochotę wyć do księżyca.
Wiem, że czekacie na kolejne informacje o tym co u Nas i nie chcę Was zawieść, ale póki co nie jest zbyt optymistycznie. Choroba jeszcze nie postępuje zbyt gwałtownie, cieszymy się każdą "normalną" chwilą i staramy się, by Jasiek nie czuł, że w nasze serca wkrada się czarna rozpacz.
Stan opieki medycznej na rok 2013 w Polsce to istna makabra. Brakuje lekarzy z wiedzą na temat dystrofii, brakuje rehabilitantów, którzy chcą się uczyć, brakuje wsparcia w postaci pomocy Państwa Polskiego. Za granicą wygląda to znacznie lepiej, my zdecydowaliśmy się na leczenie we Francji, choć nie jest to najlepsza opcja finansowa dla nas, bo niestety nie mamy nikogo w Paryżu u kogo moglibyśmy zatrzymać się na trzy noce raz na 6 miesięcy i bilety też akurat nie należą do najtańszych. Natomiast Francja jako jedyne państwo w Europie dopuszcza możliwość uczestnictwa dziecka zza granicy w próbach klinicznych z lekiem, co na ten czas stanowi naszą jedyną nadzieję. Gdybyśmy dostali się do takiej próby, Jaś miałby szansę na spowolnienie choroby lub nawet na zatrzymanie jej. Będziemy więc grzecznie jeździć i marzyć, że może się uda. Póki co nie kwalifikujemy się do prób, gdyż nie są prowadzone na dzieciach poniżej 5 roku życia, ale być może coś się zmieni w tej materii. Klinika w Paryżu to jeden z największych w Europie ośrodków badań nad dystrofią.
Postanowiliśmy, że zaczniemy zbierać dla Jaśka pieniądze przez Fundację Dzieciom: "Zdążyć z Pomocą". Musimy dopilnować, by utrzymać Jasia w jak najlepszej formie: codzienna rehabilitacja, najlepsza dieta, suplementacja, sterydoterapia. Jeżeli chcielibyście się dołączyć do naszej walki z Potworem, to są dwie opcje:
W formularzu PIT wpisz numer:
KRS 0000037904
W rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%” podaj:
22646 - Jan Różański
Zaznacz proszę w zeznaniu podatkowym pole „Wyrażam zgodę”.
2) Wpłata dowolnej kwoty w dowolnej chwili:
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa
Bank BPH S.A.
15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
Tytułem:
22646 - Różański Jan- darowizna na pomoc i ochronę zdrowia
Będziemy wdzięczni za każdy najmniejszy gest pomocy:)
Teraz obserwujemy co dalej z badaniami nad lekiem. Opcje dla Jasia mamy takie:
1. usunięcie eksonu 51 - w tej chwili w Europie próby zostały przerwane i czekamy co dalej. W Stanach mieli zaakceptować lek, który usuwa ten ekson, ale chwilowo komisja wstrzymała tę decyzję i też czekamy co dalej. Mówi się coś o roku 2018, 2019 (nie chcecie wiedzieć, jakie słowa kłębią się w mojej głowie, kiedy podaję tak odległe daty - Jasiek będzie miał wtedy już tylko 50% swoich mięśni)
2. usunięcie eksonu 53 - próby trwają w Paryżu, Londynie, Rzymie i Belgii, na razie są to małe grupy dzieci, po 10-12 chłopców w każdym kraju. W Stanach jeszcze się nie zaczęły. Być może jak pojawi się decyzja pod koniec 2014 roku o rozszerzeniu tych prób na młodszych chłopców, to może, może, może pojawi się jakaś NADZIEJA....
3. utrofina - białko, które może zastąpić dystrofinę, której chorzy chłopcy nie mają. Próby trwają na pacjentach w Londynie, ale na razie nic nie wiadomo z jakimi efektami. Czekamy...
Jeszcze oczywiście są prowadzone inne badania, które mogłyby pomóc, ale na razie wydają się być bardzo odległe w czasie. Te trzy powyższe wydają się być najbliżej.
W roku 2013 pożegnałam tez moją ukochana suczkę Lulę. Była ze mną od zawsze. Przeżyłyśmy wspólnie 18 lat. Moja przyjaciółka była przekonana, że Lula nigdy nie odejdzie, bo psina myśli, że jest w raju i nie ma zamiaru wybierać się na inny świat. No cóż... jednak nie ma jej już ze mną, nie wtulę się w jej futerko i nie powierzę swoich nowych sekretów, żalów i radości... Stasio ją wciąż pamięta i mówi: "Lula jest aniołkiem i fruwa: fru, fru, fru nad lasem..." I tak pewnie jest...
Na koniec tego pechowego roku stłukłam moją ulubioną figurkę Maryjki, którą wiele razy pokazywałam Wam na zdjęciach, m.in.: TUTAJ.
Na koniec tego pechowego roku stłukłam moją ulubioną figurkę Maryjki, którą wiele razy pokazywałam Wam na zdjęciach, m.in.: TUTAJ.
Rozbiła się w drobny mak...
I chyba teraz rozumiecie dlaczego na starość niektórzy robią się przesądni???
Tfu, tfu na psa urok!!!
Wasza Przesądna Bella.
PS: przytrafiły się też miłe historie w tym pechowym roku, ale jakoś zabrakło mi na nie miejsca. To były historie z marzeń każdej wnętrzarskiej bloggerki, którą wydawałam się być jeszcze rok temu. Miałam sesję w sierpniowym "Moim mieszkaniu", pojawił się artykuł w sierpniowych "Dobrych Radach" o tym, jak organizowałam wraz z sąsiadami pchli targ w Grabinie. Była też sesja do Green Canoe style, ale o tym jeszcze Wam napisałam. Po prostu nie potrafiłam się tym cieszyć, tak jakbym cieszyła się przed 20 maja 2013. A zdjęcia były naprawdę pięknie zrobione przez Asię Zielonoczółenkową.
Jeszcze raz żegnam się z Wami :) Pa! Do następnego przeczytania:)
niedziela, 22 września 2013
Przyszłość bloga, wykład z genetyki, rozwój medycyny i nasze życie...
Witajcie Kochani
minęły wakacje, zauważyliście? Patrzę na mój trawnik zasypany żółtymi liśćmi i myślę: jak to? przecież niedawno czułam na twarzy pierwsze promienie wiosennego słońca? Mój czas płynie jakoś inaczej od 19 maja...
Zniknęłam blogowo, nie zaglądam do Was, nie komentuję... Myślałam że ten mój mały babski, wirtualny światek też już przestał istnieć... Ale jak się okazuje tak nie jest. Wy jesteście, zaglądacie do mnie, ślecie pełne wsparcia maile, część z Was znalazła mnie na facebooku. Jesteście niesamowici! Moi Kochani Podczytywacze:) Moi Wirtualni Przyjaciele:)
Zastanawiałam się nad przyszłością mojego bloga. Czy go prowadzić dalej, o czym pisać, czy to w ogóle ma sens...? Decyzję podjęłam dzięki Wam. Dziękuję Kochani. Zostaję.
Blog jako forma zapisków dnia codziennego, tego co jest dla mnie ważne, tego czym żyję na co dzień, taki blog ma sens! Ten blog to moja terapia, chwila wytchnienia, czasem krzyk rozpaczy, czasem uśmiech szczęścia. To miejsce, w którym mogę przelać moje myśli, podzielić się z innymi kawałkiem mojej duszy. I czy piszę o dekoracji wnętrz czy o chorobie mojego Gałganka, to piszę o sobie, o swoim życiu, w którym przeplatają się różne nastroje, emocje, wydarzenia. I niech tak zostanie:) Może nie będzie to jednorodny pod względem tematycznym blog. Nie będzie tylko o dekoracjach, ani tylko o chorobie, będzie po prostu jak patchwork, na który składają się szmatki o różnej barwie, różnych wzorach i różnych fakturach. Jak życie... Zgadzacie się ze mną? Mogę zostać tu z Wami i pisać swój osobisty pamiętnik? Nie pogniewacie się jeśli ten blog będzie jak skład z mydłem i powidłem?
Teraz słów parę o Jasiu i może malutkie wprowadzenie genetyczne do zrozumienia Potwora, z którym walczymy. W ciele człowieka jest 20488 genów. U Jasia uszkodzeniu uległ najdłuższy gen w ciele człowieka. Gen dystrofiny. Ten "gigant" ma raptem 0,75 mm długości. Dystrofina jest potrzebna do mechanicznej stabilizacji komórek mięśniowych. Jaś nie ma w swoich włóknach mięśniowych dystrofiny, dlatego jego mięśnie zanikają... cały czas od urodzenia... dlatego od początku był słabszy...
Gen dystrofiny składa się z 79 elementów zwanymi eksonami, które łączą się ze sobą jak puzzle. Jeśli uszkodzimy jeden z tych elementów, to układanka się nie składa. Gen może być uszkodzony na trzy różne sposoby:
1. Może wystąpić delecja (jak w komputerze: delete - skasuj), czyli niektórzy chłopcy będą mieli skasowany jeden lub kilka występujących po sobie eksonów.
2. Może wystąpić duplikacja czyli jak sama nazwa wskazuje jeden lub kilka eksonów będzie zduplikowanych (podwójnych).
3. Może powstać maleńkie uszkodzenie wewnątrz pojedynczego eksonu zwane mutacją punktową.
Bardzo długo czekałam na wyniki Jasia. Po różnych zawirowaniach wreszcie nadszedł upragniony wynik: delecja eksonu 52, czyli u Jasia skasował się jeden maleńki elemencik, maleńki, a odpowiedzialny za tak wielkie spustoszenia w organizmie mojego dziecka. Skoro nie ma elementu 52, to element 51 nie pasuje do elementu 53 i żeby układanka nadal się składała należy usunąć jeszcze jeden element. U Jasia można usunąć 51 wówczas 50 składa się z 53 lub można usunąć 53 wówczas 51 składa się z 54. Popatrzcie na to jak się zazębiają te elementy, wtedy łatwo to zrozumieć.
Metoda usuwania elementu 51 (exon skipping 51) jest najbardziej zaawansowaną metodą leczenia chorych chłopców. Dwa wielkie koncerny walczą o wprowadzenie leku na usuwanie 51 na rynek. Badania kliniczne prowadzone są w 50 ośrodkach na świecie, w 25 krajach... Usuwanie elementu 53 też jest bardzo blisko w kolejce, więc wiadomość o wyniku genetycznym Jasia była najlepszą wiadomością jaką chciałam usłyszeć. Czytając prasowe doniesienia z obydwu firm wszystko wskazywało na to, że w 2014 firmy te dostaną akceptację i będą mogły rozpocząć produkcję.
Niestety piątek, 20 września przyniósł ogromne rozczarowanie. Jedna z firm, Prosensa, niestety ta, która miała patent na Europę najzwyczajniej na świecie wyłożyła się na III fazie (ostatniej) badań klinicznych. Faza ta nie powiodła się, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Brało w niej udział 186 chłopców z całego świata. Lek nie zadziałał... Środowisko chorych na całym świecie okryło się żałobą... Tyle lat marzeń, poświęceń, ciężkiej pracy...
Niestety to dla mnie straszny cios, ponieważ jestem umówiona 7 października na konsultację w Belgii, gdzie miałam omawiać z lekarzem szansę dostania się Jasia i innych chłopców z Polski do próby klinicznej z lekiem usuwającym element 53 właśnie firmy Prosensa. Mój synek miałby szansę dostać lek na długo przed wprowadzeniem go na rynek..., miałby szansę na to, by zatrzymać chorobę, by spowolnić spustoszenia, które czyni Potwór.... Lek ten niestety oparty jest o ten sam skład chemiczny, jak ten, który odniósł porażkę i jak pozostałe leki firmy Prosensa czyli usuwające elementy 51, 44, 45, 53, 52, 50, bo aż tyle miała w swoim portfolio ta holenderska firma. To były leki dla ponad 60% chorych chłopców....
Została druga firma, Sarepta. Sarepta ma w zanadrzu lek usuwający 51, 53 i 45. Aż dwa z nich pasują Jaśkowi i to jest dobra wiadomość.!! To petycję na lek Sarepty podpisywaliście u mnie na blogu. To właśnie w tej chwili jedyna nadzieja dla Jasia. Sarepta jednak zakończyła dopiero drugą fazę, w której brało udział tylko 12 chłopców i tylko w Stanach. Może tak być, że komisja akceptująca leki nie zgodzi się po porażce firmy Prosensa na to, by zaakceptować lek, który był testowany na tak małej grupie, więc znów czekamy co czas przyniesie...
Miejmy nadzieje, że przegraliśmy tylko bitwę, a nie całą wojnę....
W między czasie stworzyłam na facebooku grupę: walka z Potworem DMD https://www.facebook.com/groups/166930470153720/, gdzie zamieszczam wszystkie najświeższe informacje na temat walki z Potworem, wyszukuję artykuły ze świata i tłumaczę je. Bardzo szybko grupa ta skupiła rodziców chorych chłopców z całej Polski, spragnionych informacji do tej pory niedostępnych w naszym kraju. Postanowiliśmy, że nie damy się tak łatwo. Pomiędzy kilkoma osobami z grupy wywiązała się już wirtualna znajomość i zorganizowałam na szybko zjazd u siebie w domu. Przyjechało 20 osób dorosłych, 12 dzieci, zrobiliśmy sobie piknik i zawarliśmy przymierze przeciw Potworowi :)
Popatrzcie jak się bawiliśmy i jakie piękne mamy dzieciaki, dla których będziemy walczyć póki tchu w piersiach nam starczy:
Trzymajcie za Nas kciuki, jak się modlicie, bez względu na to do jakiego Boga, to proszę módlcie się za Nas, wspierajcie Nas, bo czasem jest Nam naprawdę ciężko...
Wasza Bella Walcząca z Potworem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)