O mnie

Moje zdjęcie
kontakt: bellaiblizniaki@gmail.com

Google Website Translator Gadget

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą takie tam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą takie tam. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 marca 2016

Po rocznej przerwie....

Nie było mnie.... nie było mnie na blogu rok, nie wiem nawet czy byłam w realnym świecie, który otacza nas wszystkich.... Gdzie byłam?
Ha! Jak odpowiedzieć na to pytanie?
To był rok szczególny. Rok możliwości, zawiedzionych nadziei, miłości, rozczarowań, rozdarcia, rozpaczy, łez, uniesień. Rok wielkich emocji. Czasem ekstremalnych...
Mam wrażenie, że chwilę po ostatnim wpisie na blogu z dnia 18 lutego wsiadłam do roller costera i pędzę na oślep w nieznanym kierunku. Teraz na chwilę przystanęłam. Nie wiem jeszcze czy na pewno wysiadłam z tego pojazdu, czy tylko zatrzymałam się na złapanie oddechu, ale skoro jestem, to postanowiłam zajrzeć do Was, do moich czytelników, do osób, które choć wirtualne, wciąż mnie wspierają i stały się bliskie, o czym przekonały mnie ostatnie komentarze, które przeczytałam:

"Widzę, ze od kilku miesięcy panuje tutaj cisza..odwiedzam Was przynajmniej raz w miesiącu, z nadzieją że napiszesz choć kilka słów. Tym razem, nie chce odchodzić bez słowa..jesteśmy, czekamy, ciepłe myśli wędrują w Wasza stronę."

"Odezwij się do nas kochana. Może można Was jakoś wesprzeć. Czytelnicy pokochali Waszą rodzinę przez tego bloga. Daj znać co u Was. Pozdrawiam."

"Witaj, jeżeli znajdziesz chwilę napisz co słychać, jak zdrowie Jasia ?"

To może zacznę od Jasia?



Jasiek jest fantastycznym pięciolatkiem, z bujną wyobraźnią, uwielbiany przez dzieciaki z przedszkola, o niesamowitym wyczuciu kolorów. Nadal jest małym buntownikiem i "cholernym indywidualistą" (dostało mi się za to sformułowanie w jakimś komentarzu... :)). Jest też małym szczęśliwym chłopcem, którego wszyscy kochają.


Razem ze Stasiem tworzą nierozłączny duecik, w którym jeden nie może żyć bez drugiego. Kłócą się, biją, całują, przytulają.... Jak Jasiek trafił ostatnio do szpitala ze względu na operację przepukliny, Staś ze łzami w oczach przychodził do mnie w nocy i pytał czy Jaś nie umrze... Jasiek z kolei zawsze kiedy dostanie jakąś rzecz, choćby drobiazg, domaga się zawsze drugiej takiej samej dla Stasia...



Chłopcy zaczynają zadawać mnóstwo pytań... :

"Mamo, skąd człowiek wie, że go swędzi?'
"A czy bóg mnie widzi?"
"Mamo, czy bąka można złapać?"
"Mamuś, dlaczego Jasio ma słabe nogi?"
"Czy on będzie jeździł na wózku?"
"Mamo, czemu płaczesz?"

Tak... Wszystkie pytania są trudne i ważne. Czasem muszę nieźle się nagłowić, żeby odpowiedź była wyczerpująca, szczera i dała jasność młodemu człowiekowi, który poznaje świat. Czasem nie mogę spać w nocy, bo zastanawiam się czy dobrze odpowiedziałam...

Potwór kradnie nam Jasia powoli, ale systematycznie. Staje się jasne dla nas, że bez leku nie powstrzymamy go w żaden sposób. Kupujemy wciąż czas, walczymy, rehabilitujemy, jeździmy do Paryża, kupujemy jakieś suplementy za granicą, staramy się nie poddawać i staramy się żyć normalnie.

Lek jest wciąż nie zaakceptowany, choć podejścia były, ale nieugięta komisja cały czas mówi nie i chce więcej dowodów. Tymczasem kolejni mali wojownicy odchodzą nie doczekawszy się nadziei... Synowie moich najbliższych koleżanek powoli przestają chodzić, a przecież jeszcze rok temu całkiem nieźle sobie radzili. Jeśli macie ochotę, jak co roku podaję możliwość walki razem z nami:


Mamy szansę dostać się do próby klinicznej z lekiem przeznaczonym dla Jasia w Paryżu. Walczymy o to bez względu na konsekwencję, jakie ta decyzja pociągnie za sobą dla całej naszej rodziny (przeprowadzka, życie w obcym kraju, utrata pracy, nowa szkoła, rozłąka z bliskimi). Pieniądze z fundacji chcemy przeznaczyć na ten wyjazd. Fundacja wyraziła zgodę, żeby opłacać mieszkanie na czas próby klinicznej  we Francji.

Potwór nie tylko kradnie nam Jasia... Kradnie też coś nieuchwytnego, ulotnego, coś, co spajało naszą rodzinę. Trudno o tym pisać, ale tak bywa w życiu. Walka z Potworem to nie tylko walka z chorobą. To walka na wielu płaszczyznach.

Mimo wszystko chcę być szczęśliwa, znaleźć odrobinę przyjemności, nie poddawać się, sprawiać, by w tym moim "tu i teraz" od czasu do czasu zajaśniało, zabłyszczało i rozświetliło. Pędząc tym moim roller costerem przez ostatni rok widziałam takie światełko i nagle przygasło... ale życie trwa... i nikt z nas nie wie co się może zdarzyć...

Bella Na Przystanku.




piątek, 26 grudnia 2014

Opowieść na czas Świąt, opowieść o miłości...

dla rodziny DMD, ale nie tylko
dla rozczarowanych
dla tych, co się boją
dla tych, co są w żałobie
dla tych, co doznali straty
dla tych, co chcą kochać
dla mnie i dla Ciebie...

(pozwoliłam sobie przetłumaczyć pewien tekst, który lekko zaadaptowałam. Autorem jest Emily Perl Kingsley.)

ZAPRASZAMY DO HOLLANDII...

Często jestem pytana o doświadczenia związane z wychowaniem dziecka niepełnosprawnego w celu uświadomienia innym ludziom, którzy nie doznali tego unikalnego stanu, czym jest takie doświadczenie i co ja czuję...

Wyobraźcie sobie taką sytuację....

Kiedy planujesz dziecko to jakbyś zaczął właśnie planować najbardziej fantastyczne wakacje. Wakacje życia. Do pięknej słonecznej Italii Nic się nie liczy, wszystkie przeszkody, niedomówienia idą w kąt. Liczą się tylko te plany.

Kupujesz kilka przewodników, ustalasz trasę... Koloseum, David Michała Anioła, Gondole w Wenecji...

Czujecie już to włoskie słońce, wyobrażacie sobie ten pejzaż?

Nawet uczysz się paru przydatnych zwrotów po włosku. To wszystko jest szalenie ekscytujące...

Po miesiącach niecierpliwego oczekiwania, ten wspaniały dzień wreszcie nadchodzi Walizki spakowane i jesteś gotów do podróży, wsiadasz do samolotu, lecisz i marzysz o nowej przygodzie. Kilka godzin później, samolot ląduje. Piękna stewardesa przychodzi i mówi: "WITAMY W HOLLANDII"

"Hollandia"???!!?? Co masz na myśli mówiąc "Hollandia"??? Przecież wykupiłem bilety na lot do Italii?? Ja mam być dzisiaj we Włoszech!! Całe życie marzyłem o słonecznych Włoszech!!!
Niestety nastąpiła zmiana w planie lotu. Samolot wylądował już i musisz tu zostać...

Ważne jest to, że samolot nie wylądował w jakimś okropnym i parszywym miejscu pełnym zarazy, głodu i brudu. Nie...

To po prostu inne miejsce...

Więc musisz iść po nowe przewodniki, nauczyć się nowego języka. Spotkasz ludzi, których wcześniej nie miałbyś szans poznać.

To po prostu inne miejsce...

Tu jest nieco mniej słonecznie, nieco mniej krzykliwie, czas płynie inaczej. Po chwili, po kilku dniach pobytu zaczynasz rozglądać się wokół i łapać oddech. Zaczynasz dostrzegać nową rzeczywistość...
że Hollandia ma wiatraki...
i Hollandia ma tulipany....
Hollandia ma nawet Rembrandta...

Jednak wszyscy Twoi znajomi wciąż ciągle podróżują do Italii w tę i z powrotem. Opowiadają potem jak cudowne chwile tam spędzili. I Ty przez resztę życia będziesz mówił: "Tak wiem, też miałem tam jechać, też to planowałem....

I ten ból, który nigdy, nigdy, nigdy nie odejdzie.... ponieważ utrata możliwości spełnienia tego marzenia to naprawdę znacząca strata. Prawdopodobnie największa w Twoim życiu... Prawdopodobnie nic już nigdy nie dotknie cię bardziej, mocniej, głębiej... to niegojąca się rana...
Lecz jeśli spędzisz swoje jedno, jedyne życie na żałobie za niespełnionym marzeniem o cudownych wakacjach w Italii, Twoje serce nigdy nie stanie się wolne by móc cieszyć się tym bardzo wyjątkowym, bardzo specjalnym i jedynym w swoim rodzaju miejscem, w którym przez przypadek utknąłeś... Hollandią...

Musisz wierzyć, że wakacje w Italii jeszcze przed Tobą. Być może jeszcze nie raz ktoś zabierze Cię na lotnisko i zostawi w poczekalni, ale Ty po prostu odkrywaj Hollandię, szukaj w niej chwil radości i miejsc dających ukojenie. Kiedyś jeszcze wsiądziesz do właściwego samolotu i poczujesz na twarzy włoskie słońce...

Trzeba marzyć:)


niedziela, 3 sierpnia 2014

DO IT YOURSELF czyli mały tutorial przedstawiający pewną metamorfozę...

Witajcie Kochani :) Dziś zupełnie z innej beczki.

   W zeszłym roku pożegnałam moja wieloletnią psią towarzyszkę Lulę. Lula była ze mną 18 lat..., całe moje dorosłe życie. Znała mnie na wylot, wszystko o mnie wiedziała, znała moje największe tajemnice. Słynęła z bardzo ekstremalnych rozwiązań, kiedy znajdowałyśmy się w sytuacjach bez wyjścia. Kiedyś na przykład, kiedy płakałam tak bardzo, że nie mogłam się w żaden sposób uspokoić, wskoczyła na łóżko i nasikała mi na głowę... Cóż... osiągnęła efekt natychmiastowy... :)
Lula reagowała na każdą moja zmianę nastroju, ton głosu, wiedziała kiedy należy zejść mi z drogi i schować się w ciemny kąt i wiedziała kiedy potrzebuję czułości. Wskakiwała mi wtedy na kolana i kładła łapy na moich ramionach patrząc poważnie w oczy.
Odeszła latem. Usiadłyśmy razem pod jabłonką, była już bardzo słaba, położyłam jej rękę na głowie i pozwoliłam zasnąć w spokoju. To było dwa miesiące po diagnozie Jasia. Płakałam nad stratą przyjaciółki, płakałam nad życiem, które wtedy dla mnie zakończyło się, płakałam nad Jasiem, nad sobą, nad moją rodziną....






   Zostały w naszym domu dwa psy: Lucjan i Fifi. Niektórzy uważali, że przy obecnych problemach, to już wystarczająca ilość: "Dziewczyno, ty już nie bierz nic sobie na głowę, ty się zajmij sobą, dziećmi..." Często to słyszałam. W sumie, mieli rację... Pogrążona w bólu, otępiona chorobą mojego synka, nie mogłam patrzeć na świat, nie mogłam myśleć o niczym innym. Moje psy chodziły same sobie, nie rozumiały dlaczego nikt ich nie głaszcze, nie bawi się z nimi.

   Ja jednak jestem twarda. Podniosłam się z kolan, zaczęłam walczyć. Narastała we mnie złość: na Boga, na świat, na ludzi, na los, na męża. Ta złość ciągle jest we mnie. Po roku od diagnozy jestem już innym człowiekiem. Podobno robię dużo dobrych rzeczy, pomagam ludziom, dużo osób mnie chwali, dużo dziękuje, ale ja nie jestem już takim człowiekiem, jak dawniej. Zrobiłam się czarno - biała, rozwiązuję sprawy tylko w układzie zero jedynkowym. Wymiotłam z mojego życia ludzi, którzy nie poradzili sobie z chorobą mojego syna, wymiatam tych, którzy się wahają, którzy są zbyt słabi, żeby mi towarzyszyć w mojej drodze. Widzę, że brakuje mi pobłażliwości, zrozumienia, łagodnej oceny świata... Podejmuję decyzje, z nikim ich nie konsultuję, realizuję swoje cele.

   I tak ostatnio, za sprawa mojej decyzji, pojawiła się w naszym domu: Józefina. Od razu pragnę napisać wszystkim, którzy uznają, że jestem kobietą o wielkim sercu (Marto, Agnieszko, to do was :)). Decyzję podjęłam ze złości na podłych ludzi, którzy traktują zwierzęta jak rzeczy, których można się pozbyć, jak już owa "rzecz" stanie się stara, brzydka i schorowana. Nie z miłości, wielkoduszności i innych wielkich emocji. Ze złości, tak właśnie.

I teraz obiecany tutorial:

1. szukacie najbliższego schroniska
2. wchodzicie na jego stronę inetrnetową
3. szukacie psów starszych, brzydkich, zaniedbanych, takich, których nikt nie chce. Te ładne, młode znajdą dom bardzo szybko.
4. mój wybór padł na psinę, o której słyszałam, że źle z nią (przyjaciółka, taka o naprawdę wielkim sercu ją widziała)


5. prowadzimy do weterynarza


6. strzyżemy
7. kąpiemy

Moja Józka wymagała trochę pracy: rak sutka, wrzód na oku, prawie ślepa, prawie głucha, zapchlona, z chorobą skóry. Ogarnęłysmy to :)

8. robimy z psiny gwiazdę:


9. tłumaczymy jej zasady panujące w domu:


10. poznajemy z resztą psiego towarzystwa:





11. na pierwszą noc, przydaje się opieka:


12. i mamy w domu, kolejnego przyjaciela, który nas nie opuści, jak się dowie, że coś nam w życiu nie poszło :)




Polecam kochani.

ZRÓBCIE TO SAMI
DO IT YOURSELF




Bella Pełna Złości

wtorek, 2 lipca 2013

"Ta ostatnia niedziela...

dzisiaj się rozstaniemy, dzisiaj się rozejdziemy.... Ta ostatnia niedziela, moje sny wymarzone,
szczęście tak upragnione, skończyło się...."
 
Pamiętacie tę piosenkę? Zarówno tekst, jak i melodia są takie nostalgiczne... śpiewał ją Mieczysław Fogg, a wersję rosyjską można usłyszeć w filmie Nikity Michałkowa "Spaleni Słońcem" I dziś parę słów o tym, nagrodzonym Oscarem filmie. Zobaczymy tam sielankową wieś, urzekającą swoim wizerunkiem, rodzinę pędzącą banalnie szczęśliwe, proste życie, które wypełniają codzienne drobiazgi: ktoś pije herbatę z samowara, ktoś pędzi na koniu przez pola, ktoś biega po łące, mąż kocha się z żoną na strychu, ktoś tańczy.. Ot zwykłe życie. Jak do tego dodamy letnią atmosferę rosyjskiego popołudnia, słońce i światło to już na pewno poczujecie ten niezwykły klimat. Jednak tę sielankę zakłóci coś, wydarzenie, które na zawsze zmieni to bajkowe życie. Film jest piękny, ale smutny. Komizmowi, romantycznym sceneriom towarzyszy tragizm, dramat czai się tuż, tuż. "To już ostatnia niedziela..."
 
Dzisiaj podziwiając najnowsze wydanie Green Canoe Style i patrząc na sesję z mojego domu ogarnął mnie taki nieco  nostalgiczny nastrój. Pamiętam tę niedzielę, kiedy przyjechała Asia. Czekałam na nią z niecierpliwością, przecież jak wiadomo, taka sesja jest marzeniem wielu z nas. Był cudowny, letni dzień, praca nad zdjęciami przebiegała sprawnie, było dużo śmiechu, odkrywania się nawzajem, poznawania, rozmów. Fantastyczny, sielankowy dzień. Dziękuję Ci Asiu, to była naprawdę wielka przyjemność, gościć Cię u nas:)
 
Kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, musieliśmy przyspieszyć prace nad sesją. Mój mąż przygotował doskonały obiad.... Były gruszki z serem pleśniowym i boczkiem podlane sosem z malin, był egzotyczny kurczak "butter chicken", sałatka tabouleh, było pysznie i wesoło. Jedliśmy w pośpiechu nie zaprzestając gadać i śmiać się. Jednak ja musiałam szybciej wstać od stołu niż pozostali. Musiałam spakować walizkę dla siebie i Jaśka, ponieważ znajoma lekarka załatwiła nam przyjęcie w Szpitalu Matki Polki w Łodzi. Trzeba było przebadać Jasia i wykluczyć jakąś straszną chorobę, której nazwy nawet wtedy nie pamiętałam.... Wiem tylko, że chwilę rozmawiałam o tym z Asią i stwierdziłyśmy obie, że lekarze to zawsze na wyrost coś palną i potem człowiek musi się niepotrzebnie martwić.
 
Niedziela powoli się kończyła, Asia została sama w naszym domu, żeby dokończyć pracę, a ja, Michał i Jasiek pojechaliśmy do tego szpitala. Nawet nie wiedzieliśmy, że Asia właśnie uchwyciła na zdjęciach naszą ostatnią niedzielę. Niedzielę beztroską, niedzielę cudownie słoneczną, niedzielę, której nie zakłócał jeszcze cień Potwora. Naszą ostatnią sielankową niedzielę i nasze bajkowe, banalnie szczęśliwe i proste życie, które już nigdy nie będzie takie samo... Tej niedzieli nasze życie miało się zmienić na zawsze...
 
Zapraszam Was do obejrzenia zdjęć i może posłuchajcie też piosenki Miecia Fogga, a w wolnej chwili obejrzyjcie stary, dobry film Michałkowa....
 
 

Serdecznie pozdrawiam!

środa, 24 kwietnia 2013

Rękodzieło - moja pasja. Post niesponsorowany.

   Uwielbiam wytwory rąk ludzkich. Przedmioty, które zostały stworzone przez ich TWÓRCĘ, osobę z krwi i kości, z którą mogę porozmawiać, której dłoń mogę uscisnąć i której mogę podziekować za zrobienie danej rzeczy. Nie ma dla mnie niczego bardziej cennego niż otaczanie się przedmiotami, za którymi stoi CZŁOWIEK, a nie masowa produkcja. Lubię, dotykając daną rzecz, mysleć o jej AUTORZE, który poświęcił swój cenny czas, talent, włożył serce, by stworzyć coś, co cieszy innych. Niepowtarzalność to w naszych czasach wartość wyjątkowa. W czasach, kiedy zalewani jestesmy setkami takich samych ciuchów, mebli, zabawek, posiadanie rękodzieła stanowi luksusową wręcz przyjemność.
   Uwielbiam buszować w internecie i zaglądać do różnych wirtualnych sklepów. To dla mnie inspiracja, natchnienie, często też źródło, z którego czerpię urządzając wnętrza dla siebie czy dla innych. Róznorodność marek, stylów, cen, może czasem przyprawiać o zawrót głowy i przedzieranie się przez gąszcz wirtualnych półek bywa czasem frustrujące, ale i tak to kocham:)
    Jedno jest pewne, buszując w sieci nauczyłam się robić rozważne zakupy. Tak, tak, nie jest łatwo odmówić sobie tak prostej czynności, jaką jest JEDNO KLIKNIĘCIE i już zakupy zrobione! Oj świerzbi czasem palec:DD Znacie na pewno to uczucie! Jednak ja potrafię się powstrzymać... Zauważyłam bowiem jedną rzecz: duże sklepy, znane marki mają wszystko, co jest potrzebne by reklamować swoje produkty, dlatego też z dużą łatwością na nie trafiamy i z dużą łatwościa opróżniamy swoje portfele, żeby nabyć kolejną podusię, zabawkę czy szafeczkę. A wystarczy trochę bardziej sie postarać i trochę dłużej pobuszować w internecie i znajdziemy wówczas przedmioty, które tworzą ludzie często z naszego sąsiedztwa, często lepsze jakościowo, zrobione w kilku egzemplarzach, a nie w tysiacach i prawie zawsze zdecydowanie tańsze, a jeśli są droższe to biją na głowę te produkowane masowo.
 
   Pozwoliłam sobie na kilka porównań. Spójrzcie na przykład na ten cudny stołeczek wykończony szydełkowym pokrowcem:

   Piękny prawda? Doskonale sprawdzi się we wnętrzu rustykalnym, ale i w nowoczesnym będzie świetnie się prezentował jako akcent kolorystyczny i vintage'owy. Znalazłam go na stronie Westwing.pl. Zarówno sklep, jak i marka są Wam doskonale znane i często przez Was wymieniane na blogach. Co mi się w nim nie podoba? W zasadzie wszystko mi się podoba, poza ceną: 229 polskich złotych... Łał, robi wrażenie...
   Szybko sobie przeanalizowałam ile mogę za niego zapłacić. Stołek tego typu bez problemu znajdziecie w sklepach typu sobieradek, jego cena nie przekroczy 50 zł, a na pchlim targu z pewnościa znajdziecie za 10-20 zł niemalże identyczny, ale za to z historią wpisaną w drewno, z którego został zrobiony. Do tego pokrowiec szydełkowy, który nie jest ani duży, ani trudny do zrobienia, więc jesli ktoś potrafi to do dzieła, a jesli nie? Blogowy świat jest pełen zdolnych babek, o czym doskonale wiecie. I proszę: Agnieszka Niebieska z bloga Niebieska Chata zrobi taki specjalnie dla Was, w kolorystyce, którą sami wybierzecie, a zapłacicie za niego około 35-40 złotych wspierając tym samym polskie rękodzieło, a wartością dodaną będzie fakt, że ktoś zrobił ten pokrowiec tylko dla Was. Całkowity koszt nie przekroczy 90 złotych. Co Wy na to?
   Popatrzcie na prace Agnieszki:
 

  
   Postanowiłam też przyjrzeć się tak chętnie kupowanym przez nas poduszkom. Kochamy je, nieprawdaż? Z nadrukami, falbanami, w kratkę, w groszki, paski, wiązane, zapinane, haftowane, kwadratowe i okrągłe:) Mogłybyśmy mieć ich tysiące i wciąż nam ich mało. Cudnie dekorują mieszkania. Wystarczą trzy, cztery podusie, żeby odmienić nam dekorację domu:).
   I znów posłużyłam się stroną Westwing.pl. Światowe marki znane na całym świecie oferują nam naprawdę fantastyczny towar:
 
 
   Mogłabym mieć każdą z poduch pokazaną w tym sklepie. Mogłabym...., ale najzwyczajniej na świecie mnie na nie nie stać... Ceny od 99.00 do 189.00. Ludzie moi dobrzy! Przecież nie są ręcznie tkane, haftowane, ani szyte jak dywan w meczecie w Abu Dhabi (600 muzułmańskich kobiet tkało go ręcznie przez dwa lata z jedwabiu!). To tylko poduszki, do ozdoby, spania, rzucania się nimi z dziećmi. Jak ja bym zniosła plamy po czekoladzie na nich, ręka chyba by mi uschła, jakbym się nimi miała rzucać, albo jak moja Fifulka by je porwała w ząbki, hihihi.
   Zajrzyjcie Moi Drodzy do Lucy i na jej bloga. Już dawno okrzyknęłam ją Poduchową Królową! Na jej blogu co rusz pojawiają się nowe wzory poduszek. Tyle osób podziwiało i pytało ją o nie, że uruchomiła drugiego bloga, gdzie można je kupić. I co?  Kochani, ceny poduch to przedział między 28 a 45 zł. Możemy kupować, zmieniać dekoracje, zamawiać nowe i to bez nadszarpywania domowego budżetu, a przecież o to właśnie chodzi:)

 
 
 
   Na koniec coś  z mojego podwórka - meble... Ja kocham starocie, wyszperane, ocalałe od zapomnienia, pokryte grubą warstwa kurzu i historii. Cenię też sobie ręcznie wytworzone meble pochodzące z małych pracowni stolarskich, gdzie pieczołowicie dopieszcza sie każdy detal. Nie przeszkadza mi, że czasem w starych zacina się szuflada, a w nowych czasem zaskrzypi jakaś deska.
   Jeden z moich znajomych ma prawdziwy dar do wynajdywania cudeniek i przerabiania ich po swojemu. To jego prace:




 
 
   Od dawna podziwiam jego pracę i jak tylko uzbieram sobie parę groszy to natychmiast kupuję kolejny mebel do domu i nie rujnuje mnie to. Kiedy patrzę na ceny podobnych mebli w sklepach internetowych dostaję zawrotu głowy. Komody za 2,3 tysiące, kredensy 4,5 tysięcy. Piękne, nie przeczę, ale ilu z nas może sobie pozwolić na takie ceny? Ja kupuję przedmiot z historią, w który zostało włożone tyle serca, pasji i pracy za 300, 700, 1400, nie więcej. Zajrzyjcie tutaj i zobaczcie ile kosztują mebelki z pracowni moich przyjaciół.
 
   Chciałabym zachęcić Was tym postem do poszukiwań, do spotkań z ludźmi, którzy są pasjonatami swej pracy, do odkrywania unikatowych przedmiotów i rzeczy z duszą. Otaczajmy się rękodziełem i sztuką prawdziwych twórców, poświęcających swój czas, talent i miłość przedmiotom, które potem cieszą nasze oczy w naszych domach. Miło położyć sobie na kanapie z Ikea, identycznej jak ma ta Wiśniewska spod 5, poduszkę, którą będziemy mieć tylko my i Wiśniewska już takiej mieć nie będzie:D
 
Pozdrawiam Wasza Bella:)
 
 
 
 
 
 

wtorek, 18 grudnia 2012

Dziwactwa Belli i post wcale nie świąteczny.

Niektórzy uważają mnie za dziwaczkę... hm...  Do tych niektórych zalicza się też moja mama, która dość często mi to powtarza; "wiesz, Ty to jesteś taka dziwaczka!". No może i jestem, bo często zdarza mi się płynąć pod prąd i być w niezgodzie z panującymi trendami, modami czy aktualnie panującymi światopogladami. Tak już mam - cztery dychy na karku, a w środku wciąż zbuntowana nastolatka. Jak wszyscy mi mówią, że długie włosy to mój atut, to ja ciach, ścinam, ale nie trochę, o to nie w moim stylu! Ja do zera!


Jak wszyscy mnie chwalą, że nie palę, że nigdy nie paliłam, to ja publikuję zdjęcie z cygarem,


jak wszyscy twierdzą, że w życiu najważniejszy jest spokój i opanowanie, to mnie ponoszą emocje i okazuję złość. "Mamusia tupie nóżkami, tak?" Tak! Tupię i to jak!



Jak w żaden sposób nie mogę opanować irracjonalnego lęku przed lataniem, to wsiadam do szybowca.


Tak już mam. Wbrew panującej aktualnie nagonce medialnej na metody wspomagania rozrodu (posługującej się argumentami rodem z Ciemnogrodu) ja na przekór wszystkim chwalę się na prawo i lewo, że moje dzieci są poczęte metodą in vitro i jestem najszczęsliwszą matką na świecie i nikt nie zmusiłby mnie do podjęcia innej decyzji. Uważam to za powód do dumy i chwały, że udało mi się i wbrew przeciwnościom losu osiągnęłam swój cel. I na pohybel tym, którzy próbują mnie osądzać.


I w związku z nadchodzącymi Świętami życzę wszystkim wyrozumiałości, otwarcia się na świat i innych, bycia sobą, okazywania emocji, nawet tych głęboko ukrytych. I pamiętajcie, że zawsze mozna zmienić kawałek czasoprzestrzeni, choćby tej wokół siebie. Ważne tylko by odrzucić fałsz i zakłamanie i zacząc podążać własną ścieżką, nawet jeśli okrzykną Was mianem dziwaków:)

Wasza Bella,
Wcale Znowu Nie Taka Dziwna...:D

niedziela, 11 listopada 2012

Panie i Panowie... zwycięża....




Ale zanim powiem Wam kto, zrobię taką małą statystykę. Otóż  w losowaniu wzięło udział około 100 osób! Wow! Serdecznie Wam dziękuję za tak liczne przybycie:) I pokusiłam się o szybki przegląd osób, które wzięły udział w losowaniu. W przybliżeniu, wygladało to tak:

32 komentarzy od osób, posiadających blogi, które obserwują i komentują od dawna, które znam i odwiedzam
3 osoby anonimowe, które znam
45 komentarzy od nowych osób, posiadających blogi i  które trafiły za sprawą candy i zostały, mam nadzieję na dłużej:)
20 komentarzy od osób anonimowych, które nigdy wcześniej u mnie nie były, nie komentowały ale teraz mam nadzieję, będą zaglądały:)

To taka statystyczna ciekawostka.

A teraz.... Panie i Panowie..... (fanfary i werble w tle), komisja losujaca w składzie Jan, Stanisław, Michał i Bella wyciągnęła szczęsliwy los, na którym widniało imię/pseudonim oraz szczęśliwy komentarz:



Bloga Maggie znam, obserwuję i inspiruję się nim od dawna, więc cieszę się, że nagroda trafiła do niej właśnie. Pozostali gracze proszeni są o cierpliwość. Za jakiś czas przygotuję coś nowego i może tym razem szczęscie uśmiechnie się do kogoś innego:)

PS: i jeszcze jedna mała niespodzianka:) Jak wiecie, jak się ma dwójkę dzieci, to los szczęśliwy nie może być tylko jeden. Nagroda pocieszenia w postaci drobnej niespodzianki leci do:

                              ustawiam się w kolejce oto mój e-mail. marty242@interia.pl

To akurat osoba anonimowa, której nie znam i wcześniej nie widziałam na swoim blogu, ale liczę na to, że rozgości się u mnie na dłużej i czasem zostawi jakiś ślad po sobie w postaci komentarza:) Gratuluję i proszę o maila z adresem do wysyłki:)

Całusy dla wszystkich - Bella

poniedziałek, 29 października 2012

Cukierasy urodzinowe u Belli.

Kochani, 2 października minęła mi rocznica prowadzenia bloga. Nie spodziewałam się, że wytrwam, bo systematyczność nie jest moją najlepszą stroną, ale...  No właśnie, ale...
POZNAŁAM WAS!!!
Weszłam w nowy dla mnie świat, odkryłam pokrewieństwo dusz z niezliczoną ilością zdolnych i twórczych ludzi. Poczułam przynależność do tej rozsianej po świecie wspólnoty i narodziłam się na nowo jako zapalona bloggerka:) Nie ukrywam, że chwile spędzane w Waszych domach, pracowniach, kuchniach tworzą dla mnie wirtualny świat spotkań, wymiany myśli, wzruszeń, który z wielką przyjemnością odwiedzam, poznaję, zgłębiam. Są blogi, które traktuję jak wyjście na herbatkę do przyjaciółki, ot tak wpadam sobie, wypijam wirtualna herbatkę, wymieniam jakieś szybkie ploteczki i pędzę dalej. Są blogi, które traktuję jak wypad na warsztaty twórcze, tu nauczę się nowej techniki malowania, tam zobaczę jak wykreować nowy wizerunek starego mebla, a jeszcze w innym miejscu poznam jakiś fantastyczny przepis na nowa potrawę. Są też blogi, gdzie mogę oddawać się szaleństwu zakupowemu i to bez wychodzenia z domu z balastem moich Dwóch Gałganów - bezcenne!!! I są blogi, które traktuję jak dobrą lekturę, świetnie pisane, z wyczuciem stylu, z poczuciem humoru. Lubię sobię przeczytać wieczorkiem kolejny odcinek, tak na dobranoc. Dzisiaj chcę Wam wszystkim podziękować za mozliwość poznawania Was, odwiedzania, przeżywania z Wami tak wielu wspólnych chwil:)

Chcę podziękować też wszystkim moim czytelnikom, bez których pisanie w wielką, pustą wirtualna przestrzeń nie miałoby dla mnie sensu. To dzięki Waszym komentarzom, uwagom, zachętom, z wielką przyjemnością siadam do komputera i przygotowuję kolejny post. Każdy nowy obserwator, każde kolejne wyświetlenia mojego bloga uskrzydlają mnie i pobudzają do tworzenia. Dziękuję Wam za kopa energetycznego, jakiego mi dajecie. Bez was nie byłoby tego bloga.

Tak jak napisałam 2 października stuknął mi roczek, a już wkrótce, 10 listopada mam urzodziny. Też ważne, bo ostatnie z trójką z przodu, ech.... (a w głowie wciąż 20, uwierzycie?). Postanowiłam połączyć te dwie daty. I dlatego z okazji rocznicy bloga ogłaszam candy, którego wyniki ogłoszę w dniu swoich urodzin (jak nie zapiję z rozpaczy za odchodzącą młodścią, heheh).

Kochani oto cukierasek urzodzinowy dla Was. Uroczy metalowy lampionik, który ma Wam rozjaśniać jesienne i zimowe wieczory oraz przypominać, że gdzieś może blisko, może daleko mieszka sobie Wasza pokrewna dusza czyli JA:)


Wszystkich zapraszam do częstowania się. Zasady choć znane zamieszczam dla formalności:

1. w losowaniu wziąć udział może każdy posiadacz bloga oraz osoby anonimowe jeśli zdecydują się zamieścić swojego maila
2.  proszę zamieścić komentarz pod tym postem
3. bloggerzy są proszeni także o zamieszczenie podlinkowanego zdjęcia cukierasa na bocznym pasku swojego bloga z podpisem: candy u Belli do 10.11.2012
4. miło mi będzie jeśli osoby biorące udział w losowaniu to moi obserwatorzy, bo to głównie z myślą o Was ten cukieras

No cóz kochani to tyle na dzisiaj:) Całusy wirtualne wam ślę i załączam jeszcze na koniec zdjęcia z zimowego, leniwego weekendu:)







Brrr!!!!!!!! Trzeba przespać tę zimę:)


poniedziałek, 1 października 2012

Relacja z Pierwszego Pchlego Targu i.... NIESPODZIANKA!!!

Moi Drodzy Podczytywacze, Nowi Obserwatorzy oraz wszyscy, którzy byli i nie byli na Pchlim Targu w Grabinie...! Oto wyczekana przez Was relacja z tego cudownego dnia! Zgodnie z moja zapowiedzią ukazuje sie w poniedziałkowy wieczór, tak jak obiecałam:D
Było cudnie, piekna pogoda, fantastyczne towarzystwo, piwko, kawka, herbatka, ploteczki i pogaduszki, nowe znajomości, piękne rzeczy, meble, bibeloty, narzedzia ogrodnicze, słowem zapowiedziane MYDŁO I POWIDŁO:)


Muszę przyznać, że parę rzeczy mnie osobiście zachwyciło. Pojawiło się kilka świetnie zrobionych mebli, ze smakiem, w dobrych kolorach, w stylu, który lubię:




Były gustowne dodatki do domu, od porcelanowych po drewniane, polskie, z Filipin, z garażów, z Holandii, wyszukane na strychach, jednym słowem: dla każdego coś dobrego:



Byli fantastyczni Sprzedający oraz fantastyczni Kupujący: piękne dziewczyny, przystojni mężczyźni, cudowni sąsiedzi, na których zawsze mogę liczyć, dużo śmiechu, nowych znajomości i atmosfera taka, że długo wszyscy będziemy ją wspominać:




Była wspaniała, ręcznie malowana porcelana, która zapierała dech w piersiach i która rozchodziła się jak świeże bułeczki. Moi przyjaciele Madzia i Benek są jej twórcami i na dodatek bardzo zdolnymi ludźmi, którzy zawsze wzbudzali mój podziw rozległymi talentami, którymi są chojnie obdarzeni przez Kogoś Tam Na Górze:



Było trochę luksusowych szmatek z markowymi metkami i trochę stylowych szmatek z drugiej ręki oraz biżuteria przywieziona z Filipin:




Były doskonałe mydła, wytworzone przez pewną zdolną mamę uroczego Filipa, który odkrywszy w sobie żyłkę handlowca nikogo nie wypuścił z Targu bez cudownie pachnącego, naturalnego mydełka: lawendowego, miodowego, owsianego, czekoladowego... Ach.. były takie, że miało się chęć je chrupnąć jak najlepszy smakołyk:



Chodziłam, oglądałam, podziwiałam i... strasznie żałowałam tych, którzy z racji odległości lub planów innych nie mogli dotrzeć:(



Myślałam, myślałam i postanowiłam: NIE MOŻE TAK BYĆ! I tu Moi Kochani zapowiedziana w tytule:

   WIELKA NIESPODZIANKA

Otóż, dzięki uprzejmości jednych ze Sprzedających, którzy są moimi Dobrymi znajomymi (znamy się coś kole 20 lat!!!) postanowiłam wybrać coś dla tych wszystkich, którzy nie mogli spędzić z nami tego wspaniałego dnia, a bardzo by chcieli troszkę pobuszować na takim Pchlim Targu. Wybrałam dla Was Moi Wirtualni Przyjaciele parę drobiazgów, które mam nadzieję, przypadną Wam do gustu:)

SERDECZNIE ZAPRASZAM NA BLOGA, KTÓREGO WŁAŚNIE Z MYŚLĄ O WAS UTWORZYŁAM I GDZIE MOŻECIE POBUSZOWAĆ W SKARBACH Z PCHLEGO TARGU W GRABINIE.
BUSZUJCIE, WYBIERAJCIE, KUPUJCIE:)

BELLA I STAROCIE
KLIKNIJ NA NAZWĘ BLOGA

SKLEPIK ZE ZNALEZISKAMI PRZERÓŻNYMI OTWIERA SWOJE PODWOJE:)

Pozdrawiam Wszystkich, dziękuję