Nie chwaliłam się, bo jakoś okazji nie było, że robię krzesła. A tak! Wymyśliłam sobie zajęcie na nieco przydługi i nieco przynudny okres macierzyństwa. I tak pomiędzy przewijaniem jednej kupy, zmianą pieluchy na pupie drugiej, robię sobie krzesełka. I tu już widzę oburzoną minę mego M: "jak to to robisz?????" , "sama???" Muszę więc oddać sprawiedliwość i rzec: "robimy":) A sprawa ma się tak, że ja wymyśliłam pracę, a mój M odwala czarną robotę:) Zaczęło się od tego, że zakupiłam w necie 25 krzeseł, co to już nikt ich nie chciał, a mnie wpadły w oko: takie stylizowane ludwiczki niby XVI. Dostrzegłam w nich potencjał, choć nie były to moje ukochane medaliony (takie z owalnymi oparciami, wiecie jakie?). Przyjechały do mnie i stały jakiś czas, a ja im się przyglądałam.
Jak to zwykle bywa największym problemem okazał się wybór materiałów. Niestety w kraju naszym pięknym materiałów o wzornictwie innym niż esy floresy na burym tle, jak na lekarstwo. Szukałam, szukałam, w końcu znalazłam na początku KILKA(!!) w miarę ciekawych. Pomysł był taki, żeby obicie było nowoczesne, jakieś zdjęcia, może grafika i do tego stelaż krzesła taki lekko stylizowany. Na pierwszy ogień zrobiłam trzy wzory.
I wystawiłam... wiadomo gdzie:) Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że od razu zostanę milionerką i producentem krzeseł na wielką skalę, ale liczyłam, że te parę groszy dorzucę do budżetu domowego. I o dziwo okazało się, że krzesełka się podobają i od czasu do czasu udawało mi się sprzedać. Za każdym razem cieszyłam się jak dziecko i drżałam czy aby na pewno spodobają się Kupującemu. Były to moje pierwsze prace, więc rozumiecie tremę...
Aż tu, razu pewnego, czyli ze dwa dni temu dzwoni psiapsiółka i krzyczy: "słuchaj, słuchaj, widzę Twoje krzesła!!!! W gazecie!!!" Od razu wysłała mi mms'a i rzeczywiście oczom moim ukazały się moje krzesełka, które sprzedałam jakiś czas temu. Oczywiście M natychmiast dostał zadanie bojowe, zdobycia styczniowego wydania "Czterech Kątów". Zdobył! A ja już szybciutko fotografuję je dla Was i CHWALĘ SIĘ!
Niestety nie mam ich teraz wystawionych, bo nie mogę malować ich zimą:( Maluję pistoletem do malowania podłączonym do kompresora i robię to na dworze. Nie mam garażu (jeszcze, mam nadzieję), ani innego pomieszczenia, w którym mogłabym oddawać się szaleństwu bielenia wszystkiego na prawo i lewo! Raz jedno zamówienie robiłam w domu.... Noooo..... sprzątanie po tym, to nie na moje nerwy! Farba w postaci białego pyłu była wszędzie, WSZĘDZIE!!! Nawet pod łóżkiem w zamkniętej szczelnie sypialni. Krótko mówiąc, za żadne skarby, nie zrobię ich zimą. Co nie zmienia faktu, że aktualnie chodzę dumna i blada:)
Wasza Dumna i Blada Bella Od Bliźniaków:))