Już na jesieni poprzedniego roku upatrzyłam sobie w pracowni moich znajomych to krzesełko. Oczami wyobraźni widziałam je stojące u mnie w salonie. I cierpliwie czekałam aż jego właściciel zdecyduje się z nim rozstać, co wcale nie było takie proste:) Ale cierpliwość popłaca i pół roku później doczekałam się telefonu z propozycją przygarnięcia tego oto cudeńka.
A że cena była bardzo korzystna nie wahałam się ani przez chwilę:) Dostawa była pod samiuteńkie drzwi i już mogłam biegać z nim po całym domu, żeby znaleźć dla niego najlepsze miejsce. Na początku pojawił się mały kłopot, ponieważ okazało się, że do salonu mi jednak nie pasuje. Miał stać przy kominku, ale siła przyzwyczajenia jest wielka i za nic nie mogłam wywalić stąd mojego starego, ludwikowskiego fotela, na którym i ja, i psy, i goście lubią zasiąść w zimowe wieczory. Stawiałam go to tu, to tam, aż wreszcie postanowiłam zagospodarować jeden z kątów przedpokoju, gdzie czasami sypiał Lucjan i szczerze mówiąc za dobrze ten kąt nie wyglądał.
No nie mogę się na niego napatrzeć! Podoba mi się baaardzo. Fantastyczny materiał w koguty, cudnie pomalowany, ni to mięta ni to turkus, białe przecierki, dopieszczony w każdym calu. Mój przedpokój od razu nabrał klimatu. Fotel ten zainspirował mnie też do pomalowania szafki, którą zdobył dla mnie jego właściciel. Niestety, ku mojemu wielkiemu żalowi Pan Z. zdecydowanie odmówił jej malowania, bo jak stwierdził za dużo babrania się z detalami. Nie będzie łatwo naśladować mistrza, ale spróbuję i na pewno rezultaty Wam pokażę.
Został mi jeszcze jeden fragment przedpokoju do zagospodarowania i myślę, że wkrótce też go Wam pokażę, bo zdecydowałam się wreszcie co i gdzie ma stanąć. A to u mnie naprawdę wielka sprawa, bo ja miesiącami potrafię dumać nad pierdołami i tracić czas. No jestem mistrzem w tym!
Serdeczności dla wszystkich podczytywaczy. Witam nowe osoby:)
Wasza Dumająca Bella:)