Słońce, zieleń, pąki kwiatów... Wszystko to wyzwala w nas radość, miłość, same pozytywne uczucia:) Dzieciaki mają frajdę w hasaniu z psami po miękkim, zielonym dywanie, a ja zasiadam na tarasie ze szklaneczką wody brzozowej, a właściwie soku z brzozy.
Jeśli nie wiecie, to spieszę Wam donieść, że świeży sok z brzozy był uważany za napój boski, który daje siłę i urodę. Za internetem podaję, iż sok ten zawiera błyskawicznie przyswajalny cukier, kwasy organiczne (jabłkowy i cytrynowy), liczne sole mineralne, potas, magnez, fosfor, wapń, żelazo, miedź, aminokwasy, witamin z grupy B. Dzięki tym składnikom wzmacnia siły organizmu i reguluje przemianę materii, więc jest doskonały po zimie, która osłabiła naszą odporność i ogólnie dała w kość.
Zbieranie soku do butelki jest banalnie proste. Robimy dziurkę w drzewie wiertarką albo wkrętarką, wsadzamy plastikową rurkę, mocujemy do drzewa butelkę i po 3,4 godzinach mamy drogocenny napój. Smakuje jak woda z odrobiną słodyczy. Dziurkę w drzewie kołkujemy i smarujemy np.: funabenem i gotowe! Oczywiście można to zrobić tylko na wiosnę, kiedy drzewo budzi się ze snu i soki zaczynają w nim krążyć. Poszukajcie jakieś brzózki rosnącej z dala od szosy i do roboty!
Wzmocnieni sokiem z brzozy wzięliśmy się za ostre prace trawnikowe. Najpierw mechaniczne wybieranie siana czyli wertykulacja, a potem z grabiami w dłoniach, metr po metrze wygrabialiśmy resztki. Odciski mam niemalże na każdym palcu, ale trawnik wygląda jak ta lala! 2000 metrów zgrabić to nie byle co! Zajęło nam to z pięć dzionków! Szczerze mówiąc w przyszłym roku nie widzę się ponownie w roli zbieracza siana. Mam dość! Widziałabym się raczej w roli damy z pieskiem siedzącej na leżaczku, po parasolem, a w ogrodzie ogrodnicy jak z reklamy, hihihi. Wróćmy jednak do rzeczywistości.
Gałgany były w swoim żywiole. Dosiadali Lucjana, wspinali się na wszystko, na co można było i rozrabiali jak dzikie zające na wiosnę:)
Mój tata co roku zostawia butelki na sok w lesie, a potem jak wraca wygląda jakby obrabował sklep monopolowy ;) Śliczne masz dzieciaczki :) Ja mam jednego bąbla, ale rozrabia za dwóch. A najlepszym kompanem do zabawy dla niego okazał się nasz 2,5-letni labrador, który momentami ma już go dość ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki
Monika z http://mydreamwhitehome.blogspot.com/
No patrz! Toż to dla mnie post jak nic! My mamy brzózkowy gaik na działce tylko one młode jeszcze, nie wiem czy się z takich młodych da co nakapać ;) A co do trawnika uuu Moja Droga to Wy Państwo na włościach hehe, no to kapelusz i słomka jak nic :D ... U nas trawnik kosi moja mama, bo my nie wyrabiamy :( W tym roku jak zwykle nie zrobiliśmy wertykulacji i nie jest tak pięknie, no cóż może za rok się uda :) Całuje i ściskam!!!
OdpowiedzUsuńBrzózka musi być co najmniej dziesięcioletnia:) A co do włości, to fakt, mam ogromną działkę, 6500 metrów i już wiem, że trawnik na takiej połaci to samobójstwo, hihi. Na szczęście na 2000 mam lasek, więc zostaje mi jeszcze 4000 na zagospodarowanie. To i tak za dużo jak dla takiego marnego ogrodnika jak ja.
UsuńIzuś wiem, że pisałaś o tych wyróżnieniach, ale nie doczytałam wcześniej i dałam Ci swoje :) Mam nadzieję, że nie zioniesz ogniem :D
UsuńZionę, to mało powiedziane, ja jeszcze pluję siarką, taka ze mnie straszna smoczyca:DDDD
UsuńPS: Kochana, dziękuję Ci bardzo, ja po prostu ledwie mam czas na zwykłe swoje posty, a co dopiero, jakbym musiała odpisywać na wyróżnienia i jeszcze szukać kolejnych blogów, które też trzeba wyróżniać. Buźka!
Mam brzozoy dookoła działki ale jakoś mi ich szkoda. Ogrodowo u ciebie więc zapraszam do dołączenia do akcji karmienia pszczół. Szczegóły na moim blogu. Serdeczności
OdpowiedzUsuńTo nie szkodzi drzewom, absolutnie! Należy tylko postępować tak, jak pisałam, czyli po wywierceniu dziurki (2,3cm, nie większej) kołkujemy ją i smarujemy pastą antygrzybiczną. Ranka się zabliźni i nie będzie po niej śladu.
UsuńWspaniale spędziliście czas :) Jak miło popatrzeć ... A jeśli chodzi o sok z brzozy ... dziękuję ... nie wiedziałam, że tak się da go wydobyć .... U mnie mnóstwo brzózek ... i są z dale od drogi :) Chyba zbiorę :) Zobaczymy czy się uda :)
OdpowiedzUsuńbuziaki
Super takie hasanie po trawie i nawet tych odcisków Ci zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńSoku z brzozy nie próbowałam - jestem bardzo ciekawa smaku. Muszę wyszukać brzozy na działce u rodziców :)
Piękne zdjęcia. Piesek przy dzieciach wygląda jak gigant :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ach cudna majówka! śliczne zdjęcia...szafirki i ta woda mnie zaintrygowała! nigdy nie piłam:) i z chęcią bym spróbowała:)))
OdpowiedzUsuńcudne dzieciaczki:)
pierwsze zdjęcie jest niesamowite! tylko oprawić i w ramkę:)
Gałgany dosiadająca 'piesa' są super!!!
OdpowiedzUsuńSama radośc, te Twoje bliźniaki ! :)
OdpowiedzUsuńBuźka !
..jak miło....pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIzuś, jakie te Twoje Nygusy są ekstra! a pomysł na wodę z brzozy - na aż chyba zrobię, bo brzózek u nas kilka jest :) Ściskam!
OdpowiedzUsuńSylwia:)
Koszule w kratę i kapelusze, cudne chłopaki!!!
OdpowiedzUsuńAle fajne te Twoje chłopaki ;)
OdpowiedzUsuńBuziaczki dla Was!!!!
Tyle słyszałam o tym soku...ale nigdy nie próbowaliśmy...u nas już chyba za późno...bo brzoza już w liściach.
OdpowiedzUsuńSok z brzozy kupuje i piję...Zamierzałam w tym roku troche "spuścić " z drzewa ale tak jakos zeszło....
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
W łeb sobie tylko strzelić:-( Tyle się napisałam i poszło gdzieś w eter. Załamuje mnie ten internet:-( Tym razem napiszę tylko, że ciepło pozdrawiam, bo mi troszku rączki opadły;-)
OdpowiedzUsuńRety tyle czasu tu do Ciebie nie zaglądałam, że wstyd- muszę koniecznie nadrobić zaległości- tymczasem pozdrawiam całą Waszą rodzinkę z greckiej wyspy Zakynthos :-)ps. Kobito Ty inspirujesz, dajesz pozytywnego kopa i chęci do samodoskonalenia ... ale dość komplementów ;-)
OdpowiedzUsuńCudne chłopaczki...miło popatrzeć na zgraną rodzinkę:)
OdpowiedzUsuńcudowne zdjecia, zazdroszcze blizniakow :) pozdrawiam z Norwegii
OdpowiedzUsuń