dzisiaj się rozstaniemy, dzisiaj się rozejdziemy.... Ta ostatnia niedziela, moje sny wymarzone,
szczęście tak upragnione, skończyło się...."
szczęście tak upragnione, skończyło się...."
Pamiętacie tę piosenkę? Zarówno tekst, jak i melodia są takie nostalgiczne... śpiewał ją Mieczysław Fogg, a wersję rosyjską można usłyszeć w filmie Nikity Michałkowa "Spaleni Słońcem" I dziś parę słów o tym, nagrodzonym Oscarem filmie. Zobaczymy tam sielankową wieś, urzekającą swoim wizerunkiem, rodzinę pędzącą banalnie szczęśliwe, proste życie, które wypełniają codzienne drobiazgi: ktoś pije herbatę z samowara, ktoś pędzi na koniu przez pola, ktoś biega po łące, mąż kocha się z żoną na strychu, ktoś tańczy.. Ot zwykłe życie. Jak do tego dodamy letnią atmosferę rosyjskiego popołudnia, słońce i światło to już na pewno poczujecie ten niezwykły klimat. Jednak tę sielankę zakłóci coś, wydarzenie, które na zawsze zmieni to bajkowe życie. Film jest piękny, ale smutny. Komizmowi, romantycznym sceneriom towarzyszy tragizm, dramat czai się tuż, tuż. "To już ostatnia niedziela..."
Dzisiaj podziwiając najnowsze wydanie Green Canoe Style i patrząc na sesję z mojego domu ogarnął mnie taki nieco nostalgiczny nastrój. Pamiętam tę niedzielę, kiedy przyjechała Asia. Czekałam na nią z niecierpliwością, przecież jak wiadomo, taka sesja jest marzeniem wielu z nas. Był cudowny, letni dzień, praca nad zdjęciami przebiegała sprawnie, było dużo śmiechu, odkrywania się nawzajem, poznawania, rozmów. Fantastyczny, sielankowy dzień. Dziękuję Ci Asiu, to była naprawdę wielka przyjemność, gościć Cię u nas:)
Kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, musieliśmy przyspieszyć prace nad sesją. Mój mąż przygotował doskonały obiad.... Były gruszki z serem pleśniowym i boczkiem podlane sosem z malin, był egzotyczny kurczak "butter chicken", sałatka tabouleh, było pysznie i wesoło. Jedliśmy w pośpiechu nie zaprzestając gadać i śmiać się. Jednak ja musiałam szybciej wstać od stołu niż pozostali. Musiałam spakować walizkę dla siebie i Jaśka, ponieważ znajoma lekarka załatwiła nam przyjęcie w Szpitalu Matki Polki w Łodzi. Trzeba było przebadać Jasia i wykluczyć jakąś straszną chorobę, której nazwy nawet wtedy nie pamiętałam.... Wiem tylko, że chwilę rozmawiałam o tym z Asią i stwierdziłyśmy obie, że lekarze to zawsze na wyrost coś palną i potem człowiek musi się niepotrzebnie martwić.
Niedziela powoli się kończyła, Asia została sama w naszym domu, żeby dokończyć pracę, a ja, Michał i Jasiek pojechaliśmy do tego szpitala. Nawet nie wiedzieliśmy, że Asia właśnie uchwyciła na zdjęciach naszą ostatnią niedzielę. Niedzielę beztroską, niedzielę cudownie słoneczną, niedzielę, której nie zakłócał jeszcze cień Potwora. Naszą ostatnią sielankową niedzielę i nasze bajkowe, banalnie szczęśliwe i proste życie, które już nigdy nie będzie takie samo... Tej niedzieli nasze życie miało się zmienić na zawsze...
Zapraszam Was do obejrzenia zdjęć i może posłuchajcie też piosenki Miecia Fogga, a w wolnej chwili obejrzyjcie stary, dobry film Michałkowa....
Serdecznie pozdrawiam!
Pięknie to napisałaś Izuś! Będę czytać i oglądać w wolnej chwili. Wiesz, te Izy to chyba tak mają ;) ja zawsze jak stanie się coś złego, coś nie po myśli to wracam do tych chwil "przed" i rozmyślam ... życie jest nieprzewidywalne, nigdy nie wiesz co czeka za rogiem ... ale z drugiej strony, my baby silne jesteśmy, a Izy to skały Moja Droga! Wiesz, że jestem z Wami cały czas! Buziaczki dla Wszystkich!!!
OdpowiedzUsuńBello jeszcze wiele przed wami wspaniałych chwil!Nie myśl negatywnie, patrz przed siebie i szukaj jasnych promieni. Dobry Bóg z każdego zła może wyprowadzić dobro.
OdpowiedzUsuńBello piękny dom! A z Potworem będziemy walczyć!!!
OdpowiedzUsuńWiem , jak to jest , az boli jak sie czyta albo swoje wspomina.Nie trac ani sily ani wiary.I.
OdpowiedzUsuńNie mam dzieci, ale pamiętam ze swojego życia historię, jednego dnia jest ok, sielanka, nie przeczuwasz niczego złego, a następnego bach, obuchem w łeb. Potwora da się obłaskawić, poznać, ale na to potrzeba czasu. Mam nadzieję, że wasz będzie łatwy do pokonania i szybko sobie z nim wszyscy poradzimy.
OdpowiedzUsuńTytułu tej piosenki wolałabym nie pamiętać, ale niestety pamiętam :((
OdpowiedzUsuńDuże uściski dla Ciebie!
Witaj KOCHANA.
OdpowiedzUsuńPRZECZYTALAM, OBEJRZALAM I GRATULUJE. przeslicznie mieszkasz, wszytsko mi sie bardzo, bardzo podoba.
Trzymaj sie dzielnie i nie poddawaj.
Sciskam was bardzo ,bardzo mocno.
Cudownie to napisałaś;) Trzymajcie się ciepło
OdpowiedzUsuńtrzymam za was kciuki...Potworom mówimy zdecydowane won!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńA w waszym domku sie zakochałam:))))))
ależ to napisałaś Bello, wierzę, że jeszcze nie jedne chwile radości będziecie spędzać a miło było zobaczyć Wasze cztery kąty {oj chyba jest ich znacznie więcej} i przeczytać Twoją historię i zobacz już raz byłaś w opresji i zwycięsko z niej wyszłaś, wierzę, że i tym razem będzie podobnie!!!
OdpowiedzUsuńuściski!
Ściska mnie w gardle - ja zaś ściskam Was bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńŻycie pisze swoje scenariusze i czasami zdarzają się cuda.Gdybym ja 5 lat temu uwierzyła lekarzom i przestała walczyć o moje dziecko,dziś była bym mamą aniołka:)a że matkom rosną skrzydła w walce o swoje dzieci,skrzydła które mogą zdziałać cuda,mogą je osłonić przed złem świata to i Ty je z pewnością masz,a jeśli chcesz pomocy poproś św Ritę:)))dziś ten sam lekarz który mi powiedział"głową muru nie przebijesz,daj jej spokój" i tym samym patrz jak umiera mówi że wyzdrowienie mojego dziecka to cud,zresztą nie on jeden:)inni lekarze też tak mówią:)że wyzdrowienie po takiej diagnozie jest niemożliwe:)))Możliwe:))jeśli sprzyja nam niebo:)))Czego i Wam życzę:))
OdpowiedzUsuńPięknie mieszkacie, piękne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńA ja życzę Ci kochana dużo siły w walce z Potworem, nie poddawajcie się, czasami w życiu zdarzają się cuda...
Ściskam Cię serdecznie.
Hej!Właśnie znalazłam twój blog poprzez letnie wydanie Green Canoe . Pięknie mieszkacie! Na prawdę niesamowicie wszystko dobrane .Doskonały gust i mnóstwo pracy. Podziwiam,bo ja sama na etapie remontów generalnych w naszym mieszkanku i wiem ,ile trudu i czasu trzeba poświęcić,aby powstało coś tak pięknego,jak u was. Powiedz mi,bo zauważyłam,ze masz bielone drzwi,sama to robiłaś ,czy już takie kupiłaś? Jeśli sama to poradź jakiej farby/ bejcy użyłaś. Teraz oczyszczam stare drzwi i futryny i tez mi sie marzą bielone .No nic ,uciekam dalej do pracy a ciebie zapraszam w moje bardzo skromne progi :-) Pozdrawiam ciepło.Ania.
OdpowiedzUsuńhttp://bellaiblizniaki.blogspot.com/2013/04/jak-zrobic-drzwi-w-stylu-shabby-chic.html
UsuńZaczęłam GCS od artykułu o Was...pamiętajcie, że marzenia się spełniają, tyle Twoich marzeń już się urzeczywistniło, że trzeba wierzyć. Ściskam Was mocno
OdpowiedzUsuńBelluś, oglądałam, czytałam i o Was myślałam. Myślę o Was często. A dobre myśli pomagają.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię bardzo mocno!
Jeszcze nie jedna sielska niedziela przed Wami....
OdpowiedzUsuńMusisz tylko w to uwierzyć....
Trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze i walczyć. Ściskam gorąco całą Rodzinę :-)
OdpowiedzUsuńPs. Petycję oczywiście podpisałam!
Witaj Bello! Wiele jeszcze Niedziel przed Wami - NA PEWNO! Uściski i serdeczności nadmorskie!
OdpowiedzUsuńwidziałam i podziwiałam:))))))))) gratuluję z całego serca sesji, domu i Waszych cudnych wnętrz...no i męża kulinarnego odkrywcy;) uściski
OdpowiedzUsuńWitaj! Jestem mamą i potrafię sobie wyobrazic Twój ból i smutek...Potwory istnieją tylko w bajkach, w których na końcu zostają pokonane przez dobro i miłośc...tak bedzie i w waszym przypadku, wiem to na pewno ;-) Ps. uwielbiam Twojego bloga, jesteś dla mnie inspiracją. Pozdrawiam i z całej siły trzymam kciuki za waszą walke z potworem.
OdpowiedzUsuńTeraz zło czai się obok: choroby, wypadki, czasem przychodzi ze złymi ludzmi.
OdpowiedzUsuńI ten uścisk , ból psychiczny, strach...
Wtedy pozostaje mysleć : dobrze że to nie jest coś ostatecznego,coś nieodwracalnego.
I tak staraj się myśleć: masz dziecko w dobrej formie, będziesz starała się je leczyć jak najlepiej, może za jakiś czas naukowcy znajdą lekarstwo. Masz Go,Swojego Synka! Trzymaj się , Kaśka
Trudno się czyta takiego posta, bo człowiek ma wrażenie, że w obliczu tego co Was spotkało, niezręcznie zachwycać się pięknym wnętrzem, w którym mieszkacie.
OdpowiedzUsuńMam jednak nadzieję, że jeszcze wiele szczęśliwych niedziel przed Wami, a "Potwora" uda się Wam pokonać.Jak jest bardzo źle, to później może być już tylko lepiej! Bardzo mocno Ci tego życzę i dołączam "ochy" nad Waszym pięknym domem. W takim domu musi być dobrze. Musi.
Ściskam:)
Dzień dobry Izo,
OdpowiedzUsuńodwiedzam Cię od dawna, w chwilach kiedy było mi źle myślałam - zajrzę do Belli i bliźniaków. Dawałaś mi uśmiech, wsparcie, otuchę.
Dziękuję za to jaka jesteś - silna i pozytywna, pełna życia, którym zarażasz i lubisz się dzielić.
Wspomogłaś mnie wiele razy - zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. To wielka siła sieci.
Sympatia do świata, którą roztaczasz wokół siebie na pewno do Ciebie wróci.
Myślę o Was. Pozdrawiam. Agnieszka z dalekiej Norwegii.
Piękny dom, piękny blog cudna rodzinka. Żaden "Potwór" Was nie pokona. Trzymam kciuki i wysyłam dobre myśli :)
OdpowiedzUsuńW weekend wreszcie kupiłam MM i otwieram na pierwszej lepszej stronie i widzę dwóch chłopców, chwila na myślenie i ja ich znam, no ale pewnie się mylę, przecież to nie mogą być bliźniaki Belli :) Chwilę później jak wrzasnęłam to aż mój mąż za kierownicą podskoczył i wyszło, że najistotniejszym zdjęciem Twojego mieszkania byli Twoi mali mężczyźni ;)Piękna sesja i jak najbardziej Ci się należała :)Buziaki dla moich ulubionych bliźniaków :*
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Monika
Izunia,
OdpowiedzUsuńto nie była wasza ostatnia niedziela, to była ostatnia nieświadoma niedziela, ale przecież trwacie nadal i walczycie. Zobaczysz że wszystko się jakoś ułoży i będzie dobrze. Tylko czasami mam wrażenie, że Góra daje nam pstryczka w nos i pokazuje, żeby się zatrzymać. Nie jedno przetrwałaś i to było po coś. Nie poddawajcie się. Ila
Witaj Izo:)Przeczytałam posta i wierzę w to ,że to nie była wasza ostatnia beztroska niedziela.. przed Wami wiele takich cudnych niedziel i dni..wiem,że dacie radę w pokonaniu potwora bo my rodzice zawsze walczymy z całych sił o nasze dzieci gdy zło się czai obok albo je dopadnie.Trzymam kciuki,będzie dobrze:)Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńChcę jeszcze pogratulować sesji w MM,pięknie urządziłaś domek...cudne meble i dodatki...a ta przestrzeń..super :)Uściski:)
Niestety wiem doskonale co czujesz. Sama od 8 miesięcy zmagam się ze straszliwą diagnozą. Osoby nie zmagające się z poważną chorobą nie są w stanie wyobrazić sobie tego, co się przeżywa- i dobrze! Mogę Cię jednak zapewnić, że wszystko da się oswoić, choć początki są bardzo ciężkie. Z chorobą zawsze w pakiecie dostaje się siłę. Trzeba z niej mądrze korzystać. Jesteś wspaniałą, silną kobietą. Dasz radę. Dla swoich synów! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBello trzymam za Was kciuki,jeszcze nie jedna taka niedziela przed Wami.
OdpowiedzUsuńGazetę oczywiście posiadam i często zerkam na Twój domek i zdjęcie uśmiechniętego męża z chłopakami.
Pozdrawiam i trzymam kciuki.
Meble na zdjęciu wspaniałe, musze koniecznie zapamietać ten wpis i przypomnieć sobie o nim dokładnie za kilka miesięcy:)
OdpowiedzUsuń