O mnie

Moje zdjęcie
kontakt: bellaiblizniaki@gmail.com

Google Website Translator Gadget

piątek, 30 grudnia 2011

Nowy Rok tuż, tuż, tuż...


Już za chwileczkę , już za momencik.... Wkraczamy w Nowy Rok... 
Jaki będzie, co przyniesie...? 
Wchodzę w niego pełna nadziei, że będzie jeszcze lepszy, że spełnią się kolejne marzenia, że zrealizuje nowe plany, że pokonam stare lęki, że stanę się lepsza, mądrzejsza, bardziej wyrozumiała. Jak zawsze robię listę postanowień, które pewnie w części zrealizuję, a o niektórych pewnie zapomnę w wirze obowiązków. Ale teraz jeszcze wierzę, że dokonam wszystkiego, co postanowię. To taki miły moment, planowania, postanawiania, wiary w zmiany, jakie ma przynieść ten Nowy Rok. To także moment podsumowań, spojrzenia w przeszłość i wyciągania wniosków.


Rok, który minął był dla mnie wyjątkowy. Pojawiły się w moim życiu upragnione dzieci, to całkiem nowe doświadczenie, piękne,  niezmiernie trudne i cały czas mnie zadziwiające:) Ich pojawienie całkiem mnie odmieniło, zmusiło do zamknięcia przeszłości, przyznaję, dość burzliwej. Skupienie się na nowym życiu wcale nie było, i nadal nie jest, dla mnie łatwe. Uczę się nowego życia, uczę się spokoju, uczę się funkcjonowania w nowej rodzinie.


Pojawienie się dzieci to początek tworzenia Domu. Domu, który ma dla nich być gniazdem, ostoją, miejscem, do którego będą wracać. Chcę zapewnić im spokój, ciepło, miłość. Dom ma dać im pewność przynależenia do miejsca, w którym zawsze na nich będzie ktoś czekał, do którego zawsze będą mogli wrócić bez względu  na to, jak potoczy się ich życie i gdzie ich rzuci los.


Tworzenie Domu, to także zmiana mojej osobowości. Już nie "biznesłoman" pędząca za karierą, już nie skupiona tylko na sobie i na własnych przyjemnościach Pani. Teraz Matka i Żona. Czasami zagubiona w nowej roli, czasami popełniająca błędy, czasami płacząca do poduszki, bo znów coś nie wyszło, bo nie dałam rady, bo zatęskniłam za innym życiem.
Czy to znaczy, że zrezygnowałam z siebie? Nie, bynajmniej...:) Przewartościowałam, zmieniłam punkt widzenia, wyciągnęłam wnioski z przeszłości i chcę by Nowy Rok umocnił mnie w przekonaniu, że podjęłam właściwe decyzje, że podążam we właściwym kierunku.  I tego sobie życzę!
A Wam? Wam życzę odnajdywania siebie w każdej czynności, w każdym kawałku uszytej poduszki, w każdym kawałku upieczonego ciasta. Bądźmy sobą i cieszmy się z tego, jakich wyborów dokonaliśmy i odnajdujmy szczęście na każdym kroku i w każdej małej, ulotnej chwili. I dawajmy je innym, uśmiechajmy się częściej i mówmy do siebie jak najwięcej miłych słów:)
Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani!!



wtorek, 20 grudnia 2011

Kule szyszule, wygrane candy i do Świąt już coraz bliżej....:))

Kiedy zaczęłam czytać pierwsze blogi (i wpadłam, jak śliwka w kompot), najpierw ogarnęło mnie niesamowite zdziwienie, jak strasznie dużo mamy zdolnych babek wokół siebie. Dziewczyny robią takie rzeczy, że po prostu szczena opada. Pomyślałam wówczas, że zazdroszczę... talentów wszelakich, energii, pasji, jaką wkładacie w najprostsze czynności. Cały ten blogowy babski światek wydał mi szalenie wciągający, interesujący i dopadła mnie chęć przynależenia. Człowiek jednak jest zwierzęciem stadnym (poza wyjątkami, ale nie o nich dzisiaj) i lubi przynależeć. Poza tym blogi to kopalnia pomysłów, tyle rzeczy można zrobić w domu inspirując się Waszymi pracami. Moją pierwszą fascynacją były kule szyszule, które zobaczyłam w Green Canoe. Nie dosyć, że piękne, to jeszcze łatwe, a na dodatek można je ozdobić, jak tylko się zamarzy. Po prostu musiałam je zrobić:). Czasu, jak wiecie mam jak na lekarstwo, więc moja wersja jest mini. Dodam, że nawet szyszek nie nazbierałam, tylko dostałam od zaprzyjaźnionej sąsiadki, której naopowiadałam o tym, co to ja z tych szyszek nie narobię...:)) A kiedy sąsiadka pytała czy już są efekty, a ja wciąż nic i nic, to w końcu bidula przytachała samodzielnie torbiszcze pełne szyszek i skończyły się wymówki, trzeba było brać się do roboty:)



Jak już wpadł  w moje ręce pistolet do klejenia i szyszki, to kleiłam i kleiłam, szalenie wciągające zajęcie, mówię Wam.  Po kulach, kolej przyszła na choinki, do kompletu.



Po oklejeniu, zawieszeniu, krytycznej ocenie, stwierdziłam, że jedną przerobię na drzewko i zostanie podarowana naszej kochanej Janeczce, bez której pewnie wciąż bym tylko gadała o tych szyszkach i gadała:)


Drzewko jest zdecydowanie moim faworytem, najbardziej mi się podoba, mam nadzieję, że spodoba się  też Janeczce. Już wiem, że w przyszłym roku Święta będą w kolorach pomarańczy i złota. Może pokuszę się wtedy o zrobienie wersji giga ze światełkami, kto wie?

A na koniec chciałabym pochwalić się moja wygraną w candy u Izy z blogu Zza uchylonych drzwi. Popatrzcie, jaka pięknotka trafiła do mnie, wprost pod choinkę:




Dziekuję Izo, torba jest piękna, niesłychanie starannie uszyta i duuuuża, czego się zupełnie nie spodziewałam. Dokładnie taka, jak lubię i z kieszonką w środku! Doskonale wpisała się u mnie w klimat zimowo-świąteczny. Poza tym, to mój pierwszy prezent, zarówno blogowy, jak i gwiazdkowy. Czuję teraz już wyraźnie, że to zaraz, za chwileczkę, Święta... Pierwsze Święta moich Rozbójników, pierwsze Święta moje tu, na blogu... Jeszcze tylko choinkę trzeba ubrać i ....świętujmy kochani i cieszmy się bliskością naszych rodzin, ciepełkiem domu i przegnajmy wszystkie smutne myśli, jeśli takowe nam się gdzieś zalęgły.... (mnie trochę tak, ale przeganiam, przeganiam...) Pa, pa:)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Dekoracje błyskawiczne:)

Czasu mało, idą Święta... A ja w polu z dekoracjami, sprzątaniem i ogólnie z przygotowaniami świątecznymi. Ale nic to, jak wiadomo potrzeba jest matką wynalazku. Natchniona przez moją imienniczkę Izę - Bubisę z blogu: Moje życie na wsi, która słusznie zauważyła, że młode stażem blogerki mogą pokazać swoje zeszłoroczne dekoracje z czystym sumieniem, bo w zeszłym roku jeszcze nas na tym wirtualnym świecie nie było, zrobiłam szybki przegląd tego co już mam. Ha! Okazało się, że najwięcej u mnie czerwieni, zresztą, jak widzę, u pozostałych blogowych koleżanek także:)) Fantastycznie, pomyślałam, będzie u mnie zgodnie z trendem:) Ale żeby nie było, że nic nie zrobiłam, rzuciłam się na jeszcze głębsze poszukiwania czerwoności. W tym celu rozbebeszyłam prawie cały dom, więc już wiem, że zaraz czeka mnie wielkie sprzątanie, ale póki co pokazuję co znalazłam. Dwie fantastyczne rzeczy, które udekorują mój cały dom i to w błyskawicznym tempie. I bez wychodzenia z domu!!!

Absolutny numer 1: tasiemka w krateczkę:


Chyba nawet nie muszę Wam mówić, ile cudów można z niej wyczarować. U mnie na pierwszy ogień poszły żyrandole, które dostały urocze świąteczne sukieneczki:)




Nie wiem czy się przyznawać, ale nawet nie zeszyłam tychże sukieneczek, tylko raz, raz szpileczkami poprzypinałam. Czas roboczy niecałe 15 minut!! Mój wzrok padł następnie na tablicę kuchenną i ciach kolejne 20 cm tasiemki poszło w ruch:)


Jeszcze mam zamiar użyć jej do innych dekoracji, ale póki co czas, czas, czas mnie goni... 

A przede mną najbardziej czasochłonny projekt, czyli girlanda. Czas roboczy wykonania ok 1h:) , jak dzieci juz śpią, a Ty człowieku masz jeszcze odrobinę sił. Przepis? Bardzo proszę: wytnij co się da i nanizaj na nitkę (najlepiej czerwoną:)). Ja znalazłam starą girlandę z kwiatków, które, choć ładne, nigdzie mi nie pasowały wcześniej i teraz nagle OLŚNIENIE!! Pociacham ją, dorzucę trochę tektury z jakiegoś pudła, kokardki ze skrawków wstążek po kwiatach i kawałek bawełnianej koronki:









Przed kominkiem zrobiło się już całkiem świątecznie. Ogień trzaska, ciepełko, dekoracje, a że podłoga trochę brudna, to kto by się tym przejmował. Psy na pewno nie. Są absolutnie zachwycone. Zabrakło tylko Luli, mojej najstarszej 17-letniej kundzi, ale ona zawsze chadza swoimi ścieżkami i jak to dama niechętnie integruje się z innymi.


Reszta moich świątecznych pomysłów musi zaczekać, na kolejną wolna chwilkę. A teraz już zmykam, bo dzieciaki dają o sobie znać coraz głośniej. Buziaki dla wszystkich przemiłych blogowych babeczek:) oraz  znajomych i przyjaciół, którzy od czasu do czasu wpadają do mnie poczytać:) Pa!