O mnie

Moje zdjęcie
kontakt: bellaiblizniaki@gmail.com

Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 20 lutego 2012

Klamoty, śmieci rozmaite...

Wiosna jak na razie wyraźnie widoczna jest tylko na Waszych blogach:). Pojawiają się kwiaty, pastelowe kolory, wiosenne aranżacje. Pooglądałam sobie, nasyciłam oczy widokami i zdjęciami. Po czym wyjrzałam za okno... Biel, biel, śnieg sypie... Na szczęście niebo dziś błękitne i słonka też trochę wygląda zza chmur, więc nastrój optymistyczny mnie ogarnął i chęć na jakieś nowe aranżacje. Jak już się wzięłam za przegląd dekoracji i powyciągałam to i owo żeby okno swoje nieco odmienić, to naszły mnie przemyślenia nad rzeczami różnymi:)))

Klamoty, śmieci rozmaite, dla jednych cenne, dla drugich nic nie warte. Jedni wyrzucają na śmietnik, drudzy z tego śmietnika wygrzebują. Jedni zapominają, drudzy pieczołowicie chronią i stawiają na specjalnym miejscu. Jedni niszczą, drudzy nadają im nowe życie... Ja należę do grupy grzebaczy śmietnikowych:) Wygrzebuję, chronię, odnawiam i się nimi otaczam. Co więcej, ja się do nich przywiązuję! I dobrze mi z tym:)

I dziś na parapecie swego okna stawiam właśnie klamoty i śmieci rozmaite:) 

Maryjka, o której świat zapomniał, stareńka z historią jakąś zapewne, której już nie poznam... Wiem tylko, że pochodzi z Częstochowy, z ul. Św. Rocha 38 i ma numer 3. Na ulicy Rocha nie ma już tej pracowni (tak przynajmniej mówi mi internet) przestała istnieć dawno, dawno temu, więc Maryjka latek liczy pewnie z kilkadziesiąt. Nie wyobrażam już sobie mojego domu bez tej Maryjki.



Kolejna rzecz to klatka na ptaszka. Prawdziwa, nie z tych drogich, ozdobnych ze sklepu, które mogą być Twoje już za 100 czy 200 zł. Choć nie ukrywam, że wzdychałam do nich długo, oj długo:)) Ta, którą powiesiłam jest z pchlego targu. Stała zakurzona, brudna, udekorowana sztucznymi kwiatami z lat siedemdziesiątych. Kosztowała 10 albo 20 zł, nawet już nie pamiętam:) Klateczka jest zdobyczą z wyprawy na pchli targ w Kutnie, gdzie wyciągnęła mnie przyjaciółka i w zasadzie jest też jej własnością. (Kochana popatrz co z nią zrobiłam:))). W niedzielę naszło mnie na malowanie łóżek dla chłopaków i pod pędzel, a właściwie pod gąbkę poszła klateczka:)) Uważam, że prezentuje się doskonale i strasznie nie chcę mi się jej oddawać:)) Na szczęście przyjaciółka wyrozumiała na pewno pozwoli mi się nią nacieszyć:)



Wokół klatki rozpanoszyły się wiosenne ptaszyny, ćwierkają, że aż miło (za całe 3,50 za sztukę:D) i pojawiło się drzewko azaliowe, które dostałam od rodziców męża za zdany egzamin na uczelni. Nie mogę się doczekać, kiedy rozkwitnie i będzie można nacieszyć oczy biały kwieciem.


 I tak oto moje okno dostało nową szatę z klamotów niechcianych i zapomnianych, ale jakże pięknie potrafiących w dowód wdzięczności cieszyć oko. I to lubię, i to mi się podoba, kiedy mogę zrobić coś z niczego. Wiem też, że czasem narzekacie, że nie ma, że nie możecie znaleźć... Ja też nie znajduję takich cudów na co dzień, ale oczy zawsze mam szeroko otwarte:) I od czasu do czasu moja śmietnikowa mania zostaje nagrodzona:)
PS: bieżniczek, którego skrawek widać na zdjęciu powyżej też jest z klamociarni:)

A teraz szybciutko do bliźniaków, które już bardzo się niecierpliwią co ta mama pisze i pisze, niech idzie wreszcie się bawić!!!!



Pa, pa, całusy 102!!!



sobota, 11 lutego 2012

Maleńki domek księzniczki Fifi:)

Chcę Wam dziś przedstawić Fifulkę. Fifi zwana jest też "faworytą królewską"  (dla niewtajemniczonych: Królowa to ja;)), "trzecim bliźniakiem" (tak, wiem, że to niepoprawne), tudzież "kudłatym ścierwem" , co pozostawiam bez komentarza:)) Fifi pojawiła się u Nas w listopadzie 2010. Była przerażonym małym szczeniakiem, którego ktoś porzucił w pobliskim lesie, skazanym na zagładę. Wynędzniała, przerażona i zapchlona... Ja byłam w siódmym miesiącu ciąży, brzuch miałam wielkości dwóch arbuzów i ledwie się poruszałam na opuchniętych do nieprzyzwoitości nogach. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na tę kupkę nieszczęścia i wiedziałam, że to MIŁOŚĆ.


M zawsze, ze stoickim spokojem znosi wszystkie moje pomysły. Kiedy dzwonię z drugiego końca Polski i mówię, żeby kupił nową obróżkę i dwie nowe miski, rzeczowo pyta czy o obroża ma być zwykła czy przeciwpchłowa, kiedy dzwonię podczas ważnego zebrania z informacją, że mamy kozę na przechowanie, odpowiada: "tak, tak, rozumiem, postaram się być wcześniej z pracy". Generalnie dobry z niego chłop:) 
Tym razem jednak był nieprzejednany... "Czwarty pies! Dzieci w drodze! Kobieto oszalałaś! (Jak mówi "kobieto" to sprawa raczej jest poważna... Zapowiedział, że nie spojrzy na TO, nie dotknie TEGO i nie będzie się w żaden sposób się spoufalał... No cóż... Klamka zapadła... Trzeba było znaleźć psinie nowy dom...


Cóż było robić... znalazłam, przemiły dom, wspaniałych ludzi. Nowi właściciele mieli tylko jedną prośbę - chcieli wziąć psinę za miesiąc. Już po tygodniu widziałam jak M ukradkiem zaprzyjaźnia się z bezimienną sunią. Potem przyłapałam go jak szuka dla niej imienia w internecie...:) Aż w końcu stwierdził, że on to nigdzie psa nie będzie oddawał, bo pies (pies:)))  przyzwyczaił się już do Nas i do domu, on nie będzie mącił psu w głowie:) i pies to właściwie nazywa się Fifi:). I tak zostaliśmy posiadaczami czwartego psa w domu.

Fifulka spała gdzie popadnie: a to na kocyku, a to na jakiejś starej poduszce, a to z Luckiem. Kończyło się to zawsze zniszczeniem posłania doszczętnie. Nad posłaniem Lucka nieźle się musiała namęczyć: miało prawie 1,5 metra kwadratowego (!) W końcu gdy młode zęby przestały swędzieć zaczęłam się rozglądać za czymś na stałe. A że w międzyczasie Fifi została "faworytą królewską" :) chciałam żeby to było coś specjalnego.

Przypomniało mi się, że upchnęłam kiedyś na strychu starą walizkę, którą znalazłam na śmietniku (czego to ludzie nie wyrzucą!)  Niestety była paskudnie zaciapana farbą, bo wpadłam na pomysł, żeby uczyć się na niej decoupagu. Zniechęcona pierwszą nieudana próbą schowałam ją, żeby nie patrzeć jak ją zapaskudziłam:)


Walizka jest papierowa, więc nie przeżyłaby kolejnej grubej warstwy farby. Pistolet do malowania podłączony do kompresora maluje cieniutko i bardzo dokładnie, więc przy ostatnim jesiennym malowaniu krzeseł M pomalował walizkę.






A ja zabrałam się za resztę. W ruch poszło nitro, stary obrus i bawełniana koronka od teściowej.






Modelka dzielnie pozowała, łóżko testowała, obwąchała i... zasnęła w czasie sesji:)


  

Nowe legowisko powędrowało do sypialni i jest legowiskiem nocnym. W dzień Fifi śpi byle gdzie, byle z Luckiem:)


Powyższe zdjęcie dedykuję Wszystkim moim Czytelnikom z pozdrowieniami Walentynkowymi, ale szczególnie chcę dziś pozdrowić Corinne i Miechowiaczkę:)



dzielę się tym postem TUTAJ

czwartek, 2 lutego 2012

Zabawy, wyróżnienia i moje przemyślenia:)

Krążą po blogach rozmaite zabawy i wyróżnienia. W jednych trzeba tworzyć listy ulubionych seriali, kosmetyków itp, w drugich trzeba odpowiedzieć na pytania o sobie, a następnie wyróżniać kolejne blogi. Wiem oczywiście, że dzięki temu poznajemy się lepiej, odkrywamy nowe blogi, ale przychodzi też taki moment, kiedy trochę na siłę szukamy bloga, który jeszcze nie ma danego wyróżnienia lub takiego, który jeszcze nie bawił się w daną zabawę. Inną rzeczą jest fakt, że nie wszystkie osoby prowadzące bloga maja lekkie pióro i piszą ciekawie, więc dla nich myślę może być męczarnią opisywanie ulubionych filmów, a dla czytelników czytanie też nie będzie wielce interesujące. Nie znaczy to wcale, że to nie są ciekawe blogi. Ależ są! Często kipią od pomysłów dekoratorskich, kulinarnych albo po prostu cieszą nasze oczy świetnymi fotografiami. Poza tym, przyznaję, jak widzę post, w temacie którego jest jakaś tego typu zabawa, to raczej czytam w drugiej kolejności albo pomijam i czytam kiedyś tam, przy okazji. 
     Przepraszam , przepraszam, kajam się i przepraszam, ale taka prawda... 
Zdecydowanie wolę czytać i oglądać posty pisane od siebie, a nie na zamówienie. To z Waszych postów pisanych od serca poznaję Was, Wasze domy, Wasze pomysły, Wasze przemyślenia.... To z takich fragmentów składam sobie osobę, którą znam tylko wirtualnie. Są takie osoby, do których zaglądam regularnie, ale zupełnie nie obchodzi mnie czy używają mascary Avonu czy Lancome'a. Co innego, jeśli pragną się tym podzielić i jest to dla nich ważne. Kiedy czytam wpis Meli o odkryciu kosmetyków Pupy, to pasuje mi to do niej i do osobowości, którą tworzy w internecie. Tak samo kiedy czytam o uzależnieniu Zołzy z Pegeeru od  serialu meksykańsko-hiszpańsko-brazylijskiego "Lusesita" (i boki przy tym zrywam) to też wiem, co chce mi przekazać.
Zamiast wyróżnień wolę komentarze. Zamiast wyróżniać inne blogi, wolę napisać po prostu, w poście, że coś lub ktoś mnie zafascynował i dołączyć linka. Tak samo z obserwatorami. Bardzo cieszy mnie, kiedy widzę, że dołączył do mnie Ktoś nowy i sama dołączam się do innych. Dla mnie wyróżnieniem jest też fakt, kiedy widzę swój blog w Waszych listach blogów na stronie. To mi sprawia radość, bo to oznacza dla mnie, że nie piszę w próżnię, tylko, że piszę dla Was. I to sprawia mi ogromna przyjemność.
Pozdrawiam Was Kochani Podczytywacze, Obserwatorzy, Komentatorzy.... i Inni, którzy jeszcze się nie ujawnili, ale mam nadzieję, że wkrótce to zrobią:)))

A jako, że Karnawał trwa zachęcam do szaleństw, zabaw, przebieranek i z przesłaniem "Peace for all" żegnam się w hippisowskim nastroju:))