O mnie

Moje zdjęcie
kontakt: bellaiblizniaki@gmail.com

Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 24 września 2012

Pchli Targ! Mydło i Powidło! Zapraszam!

Kochani, dzisiaj na szybko, bo w pędzie jestem niesłychanym. Organizuję pchli targ, ale.... uwaga, uwaga... W REALU:DDD. Jako, że mam w sobie trochę żyłkę społecznikowską, postanowiłam skrzyknąc ludzi z moich okolicznych wsi i pobawić się w wyprzedaż garażową:). Wszystkich serdecznie zapraszam, a szczególnie ludzi z Łodzi, Zgierza, Pabianic, Aleksandrowa, Brzezin i okolic. Każdy, kto chce sprzedać, kto tworzy rekodzięło, kto chce kupić i spędzić czas na targowaniu, piciu herbatki, tudzież piwka, KAŻDY jest mile widziany:). TUTAJ  jest artykulik na ten temat.

Pa, pa, całusy 102! Może poznamy się poza wirtualną rzeczywistością, kto wie:DDD

środa, 19 września 2012

Jesień w kolorze paprykowej czerwieni.

Dżem paprykowy

Składniki:
5kg papryki
3/4kg cukru

Kolor, zapach, smak, po prostu bajka!



5 kg papryki - wybrać gniazda nasienne, pokroić w kostkę


Włożyć do gara:)

Zasypać cukrem, ok 3/4 kg


Mieszać, żeby sie nie przypaliło. Na początku idzie ciężko, potem papryka puszcza sok, siada i już jest łatwiej:)



Gotować do miękkości, ale bez przesady, żeby ciapy nie było i miksujemy


Jak nie chcemy pasteryzować (ja nie mam czasu), podgrzewamy i gorące wkładamy do słoików. Zakręcamy, stawiamy do góry dnem i gotowe. Voila!



Doskonały do kanapki z białym serem, do delikatnych wędlin. Mniam, mniam, pychota! W zeszłym roku jadłam po raz pierwszy dzięki uprzejmości pewnej Pani Beaty (kłaniam się nisko Pani Beato:)). Zniknął w mgnieniu oka! W tym roku zrobiłam zapas nieco wiekszy, żeby delektować sie tym rarytasem zimową, ponurą porą.

sobota, 8 września 2012

Kuchenne minirewolucje dekoratorskie.

"Kup sobie wreszcie ten zielnik!!!" powiedział mój mąż. "Patrzysz na niego ze dwa lata już!!!" dodał lekko poirytowanym tonem. "Ale on taki taki drogi...." westchnęłam i "taki wielki", i "ziół jeszcze nie hoduję na taka skalę, żeby go przyozdobić..." I znów odłożyłam moje zielnikowe przemyślenia na potem, na kiedyś tam, na za miesiąc. Za trzy dni Michał pyta: "Kupiłaś?".  Oczywiście odpowiedź była ta sama, co zawsze: "Nie". Usiadł więc do komputera i po minucie stwierdził: "Paczka będzie za dwa dni, wskaż miejsce kobieto, gdzie wieszać". Po dwóch dniach wskazałam, a jakże:))))


I wiecie, co? Cały czas zastanawiam się, jak ja mogłam tak długo myśleć! Jest idealnie stworzony do tego miejsca, pasuje jak ulał! Zauważyłam, że są takie meble, przedmioty, do których  muszę się przyzwyczajać, oswajać się z nimi. Czasem taki proces trwa krócej, czasem dłużej. Czasem kończy się sukcesem i dana rzecz zostaje, a czasem coś mi nie pasuje i już. Nie zagrzeje u mnie miejsca. A ten zielnik, tak się wpasował, że już nie mogę wyobrazić sobie, że go tu nie było.


Ziół póki co nie mam, ale M pomyślał i o tym:). Przywiózł mi z miasta warkocze czosnku i papryk, więc zielnik-gigant nie wisi już jak jakiś golas, lecz ma piękne "kolale, mamo, kolale", jak błyskawicznie zauważył Staś.



Przy okazji chcę Wam pokazać, jak rozwiązałam pewien problem, który mnie wkurzał od jakiegoś czasu. Salon mam połączony z kuchnią i jak wiadomo, jest to rozwiązanie dla porządnych, co są w stanie utrzymywać kuchnię 24h na dobę w nieskazitelnym porządku. Ja do nich nie należę i  M także nie:) Oznaczało to, że kiedy zasiadaliśmy w salonie, po dniu spędzonym z pacholętami naszymi najmilejszymi, na kanapie w celu odmóżdżenia się przed tv, nasz wzrok zawsze padał na.... hmmm... bajzelek kuchenny. Budziły się w nas wtedy resztki przyzwoitości i spoglądaliśmy na siebie, które z nas dzisiaj ruszy cztery, zmęczone litery i ogarnie CHAOS.  No cóż.... bywało nerwowo-niepotrzebnie, zrzędliwie-niepotrzebnie, sumienie nas gryzło-niepotrzebnie. Aż wreszcie za sprawą jednej DESKI sprawa została załatwiona:


Deskę narysowałam, wyciął ją stolarz, przymocował, ja pomalowałam. Co prawda od zamocowania do pomalowania minęło z pół roku, ale czy to ważne:DDD






Teraz mogę sobie nakłaść na blacie całe sterty różnych rzeczy (dzisiaj leży 5 kg papryki, słoiki, i inne rzeczy) a ja nie widzę i nie mam wyrzutów sumienia, że już, natychmiast  muszę lecieć sprzatać, pochować... Co z oczu to i z serca:))) Siedzę sobie na kanapie i piszę posta dla Was:))) A papryka poczeka do jutra.... Będzie z niej rewelacyjny dżem paprykowy, o którym już niebawem, w kolejnym odcinku:)


A jak nie trzeba latać i sprzątać, to i rodzinka szczęśliwsza:)


piątek, 7 września 2012

Odpocznijmy sobie:DDD


Dla wspaniałych mam i żon z przymrużeniem oka :-)

Mężczyzna wraca do domu i widzi taki oto obrazek: dzieci szaleją, umorusane,w domu tornado, zabawki rozrzucone, telewizor wyje, pies szczeka. W kuchni... lepiej nie mówić, jedzenie na podłodze, spalone garnki, w zlewie stosy naczyń, brudna podłoga, drzwi od lodówki otwarte...
Mężczyzna szuka żony, patrzy na nią i pyta zdezorientowany: "Co tutaj dzisiaj się wydarzyło?".
Żona na to: "Wiesz, każdego dnia, gdy wracasz z pracy do domy, pytasz, co ja robiłam przez cały dzień?". "No, tak..." - potakuje mąż.
Na co zona: "No właśnie, to dzisiaj nic nie zrobiłam".

Bawi mnie ten obrazek od paru dni i postanowiłam podzielić się nim z Wami:)))